Menu

 

Chrzty w Parafii

 

    TRANSMISJA  z SANKTUARIUM

 

 

dołącz na fb

        Dołącz do nas na fb

Na nie lepiej uważaj! Auta z najgorszymi wynikami w testach na 100 tys. km

 

Sanktuarium w YOU TUBE

Znalezione obrazy dla zapytania ikona you tube

KSM TARNOWIEC

 

 

Jesteśmy też na Facebooku (kliknij ikonki)    

                 

 

        MamaNieJestSama.pl

 Portal internetowy dla mam,

 które znalazły się   

 w trudnej sytuacji życiowej 

 i  osób, które  chcą  im  pomóc

PRASA KATOLICKA

Media Katolickie

Administrator strony

              Kontakt

            

tarnowiec@parafia.info.pl

telefon: 602 424 410

Witraż przedstawiający Cudowną Figurę Matki Bożej Zawierzenia w Tarnowcu

Witraże w górnych kaplicach

Najnowsze witraże zainstalowane w oknach bocznych kaplic na piętrze świątyni  przedstawiają historę powstania Figury, jej przybycie i pobyt w Tarnowcu.

Witraż przedstawiający dawne dzieje Figury .

.

Wezwanie do modlitwy

Wezwanie do pokuty

.

Figura Matki Bożej w Tarnowcu

.

Niepokalane Serce Maryi

.

Wezwanie do nawrócenia

.

Duch Święty ...

Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi.
Tej Ziemi!
— Jan Paweł II (Karol Wojtyła)
homilia na Placu Zwycięstwa, dn. 2 czerwca 1979 roku

Witraż ufundowali:
Ewa, Marian i Mateusz Szmyd
z Wrocanki

 «  1 

Powrót

Sługa Boży Stefan Wyszyński Kardynał Tysiąclecia (1901 - 1981)

23 10 1978 Watykan

Przemówieie Księdza Prymasa

Ukochany Ojcze Kościoła powszechnego i nasz drogi Ojcze!

Pragniemy Ci przekazać moc najserdeczniejszych uczuć całej Polski - imieniem naszego Episkopatu, zarówno biskupów tutaj obecnych, jak również tych, którzy musieli pozostać w Kraju; imieniem duchowieństwa diecezjalnego i zakonnego, imieniem sióstr zakonnych, imieniem małych dzieci, młodzieży, rodziców, rodzin domowych, rodzin parafialnych i rodzin diecezjalnych.

Nie jest łatwą rzeczą przemawiać do Ciebie dzisiaj Prymasowi Polski...

Wiemy, że oddałeś całe życie na służbę Kościołowi powszechnemu, że uczyniłeś to w duchu żywej i głębokiej wiary oraz pełnego posłuszeństwa wobec znaku Ducha Świętego, który wypowiedział się w konklawe; wiemy, że uczyniłeś to również w przekonaniu, iż masz obowiązek uszanować podjętą decyzję kardynałów elektorów i to nas głęboko wzrusza, bo zdajemy sobie sprawę, jak bardzo Ciebie, Ojcze święty, wiele kosztowała ta decyzja. Przecież znam Twoje serce i wiem, jak bardzo głęboko jesteś związany z Twoją Ojczyzną! Musiałeś rozszerzyć swoje serce i objąć ludy i narody, zgodnie z poleceniem Chrystusa: "Idźcie i nauczajcie wszystkie narody".

Wiemy, że nie było Ci to łatwe, boś gorąco umiłował Ojczyznę, która dała Ci życie, i swoją archidiecezję, której tak wiernie służyłeś. Jakże trudno ci jest opuścić umiłowany Twój Kraj, z którym byłeś związany gorącą prostotą i serdecznością dziecka Narodu i dziecka zasłużonej, sławetnej archidiecezji i dawnej stolicy królewskiej, będącej chlubą całej Polski.

Wiemy, Ojcze Święty, jak gorąco przygotowywałeś się na zbliżający się jubileusz dziewięciowiecza męczeństwa świętego Stanisława Biskupa - Męczennika, o którego cześć tak bardzo się starałeś. I wiemy również, że Twoim serdecznym pragnieniem było uzyskać od Stolicy świętej dekret beatyfikacji i kanonizacji umiłowanej Ci Królowej Jadwigi, spoczywającej na Wawelu. A wiemy i coś jeszcze... Wiemy, jak bardzo ukochałeś góry, zwłaszcza Tatry, jak ukochałeś lasy, doliny i jeziora i Twoje samotne wędrówki, które dawały Ci tyle radości i odnowy sił, wyczerpanych ciężką pracą. To wszystko wiemy. I to wszystko spoczywa na stosie ofiarnym Twojego serca, które rozszerzyłeś z woli Ducha Świętego na cały Kościół powszechny.

Gdy w tej chwili mam wyrazić nasze uczucia, nie mogę zapomnieć o tym, Ojcze święty, że nasi ukochani górale, których wszyscy kochamy, tak Tobie bliscy, będą teraz nieco dalsi, ale wiemy, że w sercu Twoim będą zawsze bliscy. To jest naród ruchliwy i dlatego na pewno będą tutaj często zaglądali, aby Ci zaśpiewać niejedną góralską piosenkę, aby Twoje serce, zawsze młodzieńcze i rozmiłowane w śpiewie rozweselić, rozpogodzić, a może i odmłodzić.

Ojcze święty! Jako przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, wyrażam szczególną wdzięczność za Twoją rzetelną pracę w Radzie Głównej Episkopatu, w Konferencjach Plenarnych Episkopatu, w Komisji do Spraw Nauki przy Konferencji Episkopatu Polski i w tylu innych instytucjach, którym poświęcałeś się nad miarę, dając promienne światło Twojej formacji intelektualnej, tak zawsze głębokiej, żywej, dokładnej i precyzyjnej, która nam ułatwiała niejedną decyzję.

Chciałbym też wyrazić głębokie uczucie imieniem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z którym związany byłeś studiami i pracą naukową. Będąc już obarczony odpowiedzialnością za ogromną i pracowitą archidiecezję Krakowską, znalazłeś jednak czas na głoszenie wykładów. Katolicki Uniwersytet Lubelski, Akademia Teologii Katolickiej, Fakultety Papieskie - Krakowski, Wrocławski, Warszawski i Poznański, jak również praca Twoja na rzecz normalizacji wyższych studiów w Polsce, to wszystko jest Twoją ogromną zasługą.

Jest wiele powodów do dziękowania Ci, Ojcze święty. Szczęście, że powiedziałeś przed chwilą Biskupom polskim, iż będąc Głową Kościoła, zastępcą Chrystusa i następcą świętego Piotra, nie przestałeś być - powtarzam Twoje, Ojcze święty, słowa - Biskupem polskim. A na pociechę ludu Bożego w diecezji Rzymskiej jest to do powiedzenia, że Ojciec święty jest "Biskupem biskupów". Przez takie więc stanowisko w niczym nie pomniejsza swojej pozycji i serca wobec diecezji Rzymskiej i wszystkich diecezji, a tym bardziej diecezji polskich.

Muszę kończyć, Ojcze święty, dlatego że ten lud Boży, gorąco oklaskujący te skromne słowa, czeka na Twoje słowo.

Jedno przyrzekamy, Ojcze święty, że Cię nie opuścimy - jako synowie Kościoła powszechnego i jako synowie wspólnej naszej Ojczyzny. Nie opuścimy Cię i na kolanach modlić się zawsze gorąco będziemy w Twojej intencji.

Zobowiązujemy się dzisiaj, że "Polska zawsze wierna" wszystko uczyni, ażebyś jak najmniej kłopotów miał z Kościołem świętym w Polsce. Ponieważ tak bardzo umiłowałeś Matkę Bożą - w Kalwarii Zebrzydowskiej i na Jasnej Górze - i miałeś niekiedy rozdźwięk serca, której więcej poświęcić miłości, czy tej z Kalwarii Zebrzydowskiej, czy tej z Jasnej Góry, dlatego przyrzekamy Ci już dzisiaj, że i w Kalwarii i na Jasnej Górze kolana będą wygniatały kamienie, ażeby wyprosić Ci zdrowie, siły, energię duchową i tę światłość przedziwną, która jest właściwością Twego umysłu, jako Nauczyciela prawdy.

Polska uczyni wszystko, ażeby nasz poziom duchowy, moralny tak podźwignąć, iżby Ojciec święty nie czuł się zażenowany, że takich ma rodaków.

Oddając Ci głęboką cześć, jako zastępcy Chrystusa na ziemi, jako następcy świętego Piotra, my - synowie Kościoła świętego w Polsce - biskupi, kapłani i lud Boży klękamy u Twoich stóp, całujemy je ze czcią i prosimy o apostolskie błogosławieństwo.

 «  1  [2] 

Powrót

Święty Jan Paweł II Papież (1920 - 2005) Aktu beatyfikacji dokonał papież Benedykt XVI 1 maja 2011

Wspomnienie litrgiczne 22 paźdiernika

(.....) I wtedy stała się rzecz niesłychana. Ks. Prymas podszedł do papieża, żeby mu złożyć hołd, ale zanim do tego doszło, Ojciec św. zszedł z podium, zbliżył się do ks. Prymasa - i obaj przyjaciele padli sobie w ramiona i trwali tak na kolanach przez dłuższą chwilę. Towarzyszyły tej scenie gorące i serdeczne oklaski zebranych, błyski lamp fotoreporterów, trzask aparatów fotograficznych i... łzy wzruszenia, chyba w oczach każdego.

Po chwili Ojciec św. zbliżył się do tronu i poprosił, by ks. Prymas stanął po jego prawej stronie, i przemówił:

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Wasza Eminencjo, umiłowany Księże Prymasie. Pragnę powiedzieć po prostu: "Bóg zapłać" za wszystko, co usłyszałem dzisiaj i przed tygodniem z ust Waszej Eminencji. To, co było przed tygodniem, jest objęte sekretem konklawe, to, co usłyszałem dzisiaj, słyszeliśmy wszyscy. Jestem ogromnie wzruszony. Trudno by mi było w dniu dzisiejszym, dostojny księże Prymasie, drodzy bracia biskupi, siostry i bracia zakonni, wszyscy umiłowani Rodacy - trudno by mi było przemawiać na pamięć, dlatego darujcie, że sobie przygotowałem dwa przemówienia na piśmie, żeby powiedzieć wszystko, żeby niczego nie zapomnieć. A jeżeli nawet w tych pisanych przemówieniach o czymś zapomnę, coś pominę, to mi przypomnijcie, żeby można było jeszcze uzupełnić, bo tak mi się wydaje, że chwila tego wymaga, że domaga się ona jakiegoś słowa wyczerpującego, co trudno będzie osiągnąć, ale przynajmniej dość wyraźnego i dość zupełnego. Jeżeli Wasza Eminencja i księża biskupi zgodzą się na to, może to słowo być odczytane w Polsce wszystkim naszym Rodakom, a zwłaszcza wszystkim archidiecezjanom krakowskim, których serdecznie pozdrawiam, bo z nimi byłem szczególnie związany. Pozwolę sobie zatem te dwa teksty przeczytać, jeden po drugim, i ten do wszystkich Rodaków, i ten do mojej archidiecezji, z którą z woli Chrystusa wypadło mi się rozstać. (........)
Czcigodny i umiłowany księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża-Polaka, który dziś pełen bojaźni Bożej, ale i pełen ufności rozpoczyna nowy pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, nie cofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem. Kiedy to mówię do Ciebie, mówię zarazem do wszystkich moich Braci w biskupstwie, do wszystkich i do każdego, do wszystkich i do każdego z kapłanów, zakonników i zakonnic, do wszystkich i do każdego z moich umiłowanych Rodaków, Braci i Sióstr - w Polsce i poza Polską. Mówię również do Ciebie, drogi Kardynale filadelfijski ze Stanów Zjednoczonych, i do wszystkich biskupów polskiego pochodzenia w całym świecie. Mówię to do wszystkich bez wyjątku Rodaków, szanując światopogląd i przekonania każdego bez wyjątku. Miłość Ojczyzny łączy nas i musi łączyć ponad wszelkie różnice. Nie ma ona nic wspólnego z ciasnym nacjonalizmem czy szowinizmem. Jest prawem ludzkiego serca. Jest miarą ludzkiej szlachetności - miarą wypróbowaną wielokrotnie w ciągu naszej niełatwej historii.

Drodzy Rodacy! Niełatwo jest zrezygnować z powrotu do Ojczyzny, "...do tych pól umajonych kwieciem rozmaitem, posrebrzanych pszenicą, pozłacanych żytem" - jak pisał Mickiewicz, do tych gór i dolin i rzek i jezior, do tych ludzi umiłowanych, do tego Królewskiego Miasta - ale skoro taka jest wola Chrystusa, trzeba ją przyjąć. Więc przyjmuję. Proszę Was tylko, aby to odejście jeszcze bardziej nas połączyło i zjednoczyło w tym, co stanowi treść naszej wspólnej miłości. Nie zapominajcie o mnie w modlitwie na Jasnej Górze i w całej naszej Ojczyźnie. Niech ten papież, który jest krwią z Waszej krwi i sercem z Waszych serc, dobrze służy Kościołowi i światu w trudnych czasach kończącego się drugiego tysiąclecia. Proszę Was też, abyście zachowali wierność Chrystusowi, Jego Krzyżowi, Kościołowi i Jego Pasterzom. Proszę, abyście przeciwstawiali się wszystkiemu co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego społeczeństwa: co czasem może aż zagrażać jego egzystencji i dobru wspólnemu, co może umniejszać jego wkład do wspólnego skarbca ludzkości, narodów chrześcijańskich, Chrystusowego Kościoła.

Pozwólcie, że przytoczę jeszcze słowa św. Pawła: "...gdy przybędę, przyjdę do Was" (Flp 1,27). Bardzo pragnę przybyć do Was na 900 rocznicę św. Stanisława, do której tak serdecznie przygotowywaliśmy się z archidiecezją i metropolią krakowską, a także z całą Polską, bo przecież to jubileusz najstarszego jej Patrona. Ufam, że jubileusz ten przyniesie odnowienie naszej wiary i chrześcijańskiej moralności, bo przecież widzimy w św. Stanisławie patrona ładu moralnego w Polsce, tak jak w św. Wojciechu patrona ładu hierarchicznego od tysiąca już prawie lat.

Pragnę Was pobłogosławić. Czynię to nie tylko z mocy mego biskupiego i papieskiego powołania, ale także z najgłębszej potrzeby serca. A Wy, drodzy Rodacy, czy teraz, czy kiedykolwiek, gdy przyjmować będziecie błogosławieństwo papieża Jana Pawła II, przypomnijcie sobie, że wyszedł on spośród Was i że ma szczególne prawo do Waszych serc i Waszej modlitwy.


zaczerpnięte z http://mateusz.pl/JPII/habemusp/hpapam5.htm z

 «  1  [2] 

Powrót

Święta Jadwiga Królowa (1374 - 1399)

Wspomnienie liturgiczne 8 czerwca

Błogosławiony Jan Paweł II powiedział:

-„W górę serca.
Trzeba, ażeby cała Polska, od Bałtyku, aż po Tatry,
patrząc w stronę krzyża na Giewoncie,
słyszała i powtarzała:
Sursum corda - w górę serca!”

„Jesteśmy złączeni z ta naszą wielką monarchinią
właśnie przez ten wawelski krzyż.”

Niech św. Jadwiga Królowa łącząca niegdyś ludzi i narody, połączy nas wszystkich Polaków w kraju i rozsianych w różnych zakątkach kuli ziemskiej, „abyśmy wszyscy byli jedno i jedno mieli serce” i niech zwana będzie PATRONKĄ WSZYSTKICH POLAKÓW.


 «  1  [2] 

Powrót

Święta Faustyna (Helena) Kowalska (1905 - 1938)

Wspomnienie liturgiczne 5 października

Kult Apostołki Bożego Miłosierdzia wciąż rozpowszechnia się w Polsce i na świecie. Wielką rolę odegrał przy tym ks. Michał Sopoćko (1888 - 1975) - spowiednik i kierownik duchowy s. Faustyny w Wilnie w latach 1933 - 36. Na przykład dzięki jego staraniom powołano nowe z gromadzenie zakonne - Zgromadzenie Sióstr Jezusa Miłosiernego. Natomiast do idei apostolskiego ruchu Miłosierdzia Bożego nawiązuje np. Stowarzyszenie Apostołów Bożego Miłosierdzia „Faustinum” z siedzibą w Krakowie-Łagiewnikach. Rozwój kultu Miłosierdzia Bożego doprowadził również do rozpoczęcia w latach 60-tych XX w. (m. in. dzięki arcybiskupowi metropolicie krakowskiemu kard. Karolowi Wojtyle) procesu beatyfikacyjnego s. Faustyny. I ten sam kardynał już jako papież Jan Paweł II prowadził w Rzymie jej uroczystości beatyfikacyjne (18. IV. 1993 r.) i kanonizacyjne (30. IV. 2000 r.). W ogóle zasługi Jana Pawła II dla szerzenia Miłosierdzia Bożego są ogromne, gdyż to w okresie jego pontyfikatu np. ogłoszono w 1980 r. jego encyklikę (o Miłosierdziu Bożym) „Dives in misericordia”, niedziela Miłosierdzia Bożego stała się w 2000 r. świętem obowiązującym w całym Kościele katolickim, a cały świat został zawierzony przez tego papieża Bożemu Miłosierdziu w 2002 r. w sanktuarium w Krakowie Łagiewnikach.


 «  1  [2] 

Powrót

Święty Brat Albert Adam Chmielowski (1845 - 1916)

Wspomnienie liturgiczne 17 czerwca

Ojciec Święty Jan Paweł II w Liście skierowanym do rodziny albertyńskiej z okazji 150 rocznicy urodzin św. Brata Alberta, tak scharakteryzował Jego duchowość: Jest to święty o duchowości urzekającej zarówno swym bogactwem, jak i swą prostotą. Pan Bóg prowadził go drogą niezwykłą: uczestnik powstania styczniowego, utalentowany student, artysta-malarz, który staje się naszym polskim "Biedaczyną" (jak św. Franciszek z Asyżu) szarym bratem, pokornym jałmużnikiem i heroicznym apostołem miłosierdzia. (Jan Paweł II, Rzym 6 stycznia 1995)

.

 «  1  [2] 

Powrót

Święta Kinga Księżna (1234 - 1292)

Wspomnienie liturgiczne 24 lipca

Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości».

Z Homilii Jana Pawła II wygłoszonej podczas Mszy św. kanonizacyjnej
w Starym Sączu 16 czerwca 1999 roku

«Święci żyją świętymi i pragną świętości». Raz jeszcze powtarzam te słowa tu, na Ziemi Sądeckiej. Tę ziemię otrzymała Kinga w darze w zamian za posag, który przekazała na ratowanie kraju i ta ziemia nigdy nie przestała być jej szczególną własnością. Ona wciąż troszczy się o ten lud wierny, który tu żyje. Jakże jej nie dziękować za opiekę nad rodzinami, zwłaszcza nad tak licznymi tu rodzinami wielodzietnymi, na które patrzymy z podziwem i szacunkiem. Jakże nie dziękować jej za to, że wyprasza dla tutejszej wspólnoty Kościoła łaskę tak wielu powołań kapłańskich i zakonnych. Jak nie dziękować jej za to, że dziś zgromadziła nas, jednocząc we wspólnej modlitwie braci i siostry z Węgier, Czech, Słowacji, Ukrainy, na nowo budząc tę tradycję duchowej jedności, którą sama tworzyła z takim oddaniem.

Pełni wdzięczności wielbimy Boga za dar świętości Pani tej ziemi i prosimy, by blask tej świętości trwał w nas wszystkich; by w nowym tysiącleciu to wspaniałe światło promieniowało na wszystkie krańce ziemi i by ich mieszkańcy przyszli z daleka do świętego imienia Bożego (por. Tb 13, 13) i ujrzeli Jego chwałę.

«Święci nie przemijają».
Święci wołają o świętość.

Święta Kingo, Pani tej ziemi,
uproś nam łaskę świętości!

 «  1  [2] 

Powrót

Święty Józef Sebastian Pelczar biskup (1842 - 1924)

Wspomnienie liturgiczne 19 stycznia

Modlitwa o uproszenie łask za wstawiennictwem św. Józefa Sebastiana: Wszechmogący, wieczny Boże, w Trójcy Świętej Jedyny, wielbię Cię i dzięki Ci składam za łaski udzielone św. Józefowi Sebastianowi, którego natchnąłeś gorącym nabożeństwem do Najświętszego Serca Jezusowego i Niepokalanej Dziewicy Maryi. Spraw, abym za jego przykładem ukochał(a) to Boskie Serce i aby Ono stało się dla mnie źródłem uświęcenia i pociechy. Za przyczyną św. Józefa Sebastiana wysłuchaj moją modlitwę i udziel mi łaski ..., o którą Cię proszę. Amen. .

 

 «  1  [2] 

Powrót

Opatrzność Boża

Im prawdziwsza i doskonalsza będzie nasza zażyłość z Bogiem, tym bardziej ku nam będzie wychodzić Jego Opatrzność. (św. Franciszek Salezy)

Witraż ufundowali
Rodzina Kobaków
z Wrocanki

Opatrzność Boża

Słowo "opatrzność" coraz rzadziej pojawia się na naszych ustach, brzmi nieco staromodnie, jeśli już o niej wspominamy - to w formie przysłowiowej "ręki Opatrzności" czy "opatrznościowego zrządzenia". Nie znaczy to jednak, że rzeczywistość, którą to słowo próbuje objąć, znikła z naszego doświadczenia wiary. "Opatrzność Boża jest to opieka Boża nad wszystkim, co Bóg stworzył, a szczególnie nad człowiekiem, by wszystko doprowadzić do pełnej doskonałości i ostatecznego celu" (A. Zuberbier, Opatrzność Boża. W: Słownik teologiczny. Katowice 1989. T. 2 s. 34). Bóg kieruje biegiem świata i jego historią, nie niszcząc wolności stworzeń, lecz ją respektując i przewidując. Klasyczne pojęcie opatrzności -gr. pronoia, łac. providentia - akcentuje właśnie ten moment uprzedniości, oznacza u przednią wiedzę, przewidywanie oraz uprzednią troskę. Polskie słowo "opatrzność" zdaje się ten aspekt odkładać na dalszy plan. Nie został on jednak całkowicie pominięty. "Opatrzność" to również zaopatrzenie kogoś w potrzebne rzeczy. Takie zaopatrzenie właśnie, jako wyraz Bożej troski i opieki nad nami, zakłada przecież uprzednią wiedzę na temat tego, co będzie potrzebne. Warto przy tym zauważyć, że zarówno łacina, jak i język polski mówią tu o Bożym widzeniu i spojrzeniu (video, patrzę). Stąd oko objęte trójkątem stanowi symbol Bożej Opatrzności skierowanej ku nam przez Trójcę Świętą. Jeśli jednak słowo łacińskie kieruje Boże spojrzenie w przyszłość, na to, co - w perspektywie ludzkiej dopiero się stanie, słowo polskie, jak się zdaje, odwraca perspektywę. Chodzi w nim o obejrzenie, a więc spojrzenie, patrzenie wstecz. Różnica w etymologii nie oznacza sprzeczności, lecz dopełniające się perspektywy. W ludzkim doświadczeniu Boża Opatrzność jawi się bowiem często dopiero w perspektywie tego, co już się stało. Dopiero wtedy (jeśli w ogóle!) jesteśmy zdolni dostrzec sens Bożego prowadzenia nas po ścieżkach naszego życia. Niekiedy trudne doświadczenia przeszłości, również te naznaczone cierpieniem, potrafimy odczytać wtedy jako "palec Boży" kierujący naszym życiem. "Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra [...]" (Rz 8, 28). Opatrzność Boża nie jest więc jakimś kierowaniem dziejami świata z oddali i dystansu. Bóg zbliżył się do człowieka tak, że stał się jednym z nas, i nie przestaje być blisko każdego z nas.
Ta Boża obecność jest szczególnie ważna w trudnych chwilach, kiedy potrzebujemy Bożej po-' mocy. Zwróćmy zatem uwagę na jeszcze jeden aspekt polskiego wyrażenia "opatrzność" - to również opatrywanie ran. Bóg nie tylko patrzy, widzi naszą drogę, zaopatruje nas na nią, ale też opatruje nasze rany, byśmy mogli iść dalej. Możemy więc być pewni opieki - często bardzo dyskretnej! - mądrego, świętego i kochającego Boga.

Nie oznacza to jednakże, iż ścieżki ludzkiego życia stają się proste, że zawsze potrafimy odczytać Boże zamiary wobec nas lub choćby je przeczuć i Mu zaufać. Poprawne uchwycenie sensu Bożej Opatrzności nie może prowadzić do bezczynności. Dobrym przykładem tęgo, co oznacza zaufanie Bożej Opatrzności, jest biblijna postać Judyty.

Judyta mieszka w mieście Betuli podczas oblężenia przez armię Holofernesa. Mieszkańcy miasta, broniącego wstępu do całej ziemi Izraelitów, popadają w zwątpienie. Ozjasz, jeden z przywódców, dodając otuchy obrońcom, obiecuje poddać miasto za pięć dni. „[...] W tych dniach Pan i Bóg nasz okaże nam miłosierdzie swoje, On bowiem nie opuści nas do końca. Jeżeli dni owe miną i nie przyjdzie nam pomoc, uczynię stosownie do waszego życzenia" (Jdt 7, 30-31). W tym momencie na scenę historii wkracza Judyta, młoda, piękna, bogata i bogobojna wdowa. Gdy całe miasto zdaje się wątpić w opiekę Wszechmocnego, Judyta zaprasza do siebie starszych miasta. Poddaje ich decyzję ostrej krytyce: "Wy teraz doświadczacie Wszechmogącego Pana i dlatego nigdy nic nie zrozumiecie. Nie zbadacie głębokości serca ludzkiego ani nie przenikniecie myśli jego rozumu, jak więc wybadacie Boga, który wszystko to stworzył, jak poznacie Jego myśli i pojmiecie Jego zamiary? Przenigdy, bracia, nie drażnijcie Pana Boga naszego!" (Jdt 8, 13-14). Judyta mówi nie tylko o wierze i zaufaniu Bogu, ale również o odpowiedzialności: "A teraz, bracia, pokażmy naszym braciom, że od nas zależy ich życie i wszystko, co święte, świątynia i ołtarz opierają się na nas" (Jdt 8, 24). W beznadziejnej sytuacji Judyta okazuje się kobietą wielkiej wiary. Co czyni? Wszystkim wydaje się, ze opuszczając miasto, rusza na pewną śmierć. Wkrótce spotyka ją straż asyryjska. Judyta nie ukrywa swego pochodzenia, mówi jednak, że przeszła na stronę Holofernesa i chce wskazać mu skuteczny sposób pokonania Izraelitów. Strażnicy prowadzą ją do wodza, a ona oferuje mu pomoc w pokonaniu swego ludu.

Holofernes nie przeczuwa żadnego spisku. Wyprawia ucztę, na którą zaprasza Judytę. Po uczcie zostaje z nią sam na sam. Kiedy leży upojony, Judyta modli się, bierze jego miecz i odcina mu głowę. Gdy wraca do swego miasta, wszyscy mieszkańcy zbiegają się, ,,[...] ponieważ wydawało im się nie do wiary, żeby Judyta wróciła [...]" (Jdt 13, 13). Ona opowiada, co się wydarzyło, a lud oddaje cześć swemu Bogu. Historię kończy całkowite pobicie wojsk Holofernesa. Choć dla naszej wrażliwości czyn Judyty może wydawać się straszny, znamienne jest jej zaangażowanie w sytuację - jak mogło się wydawać - bez wyjścia, w chwili zagrożenia i rodzącego się zwątpienia w pomoc Boga. Judyta do końca wierzyła w Boga, który stoi po stronie słabego i uciskanego narodu. Ta wiara kazała jej podjąć działania, które w oczach wielu oznaczały niechybną zgubę. Zauważmy, że choć w Księdze Judyty nie pojawia się słowo "opatrzność", to zaprezentowane i przeciwstawione zostały tu dwie postawy wobec Bożej opieki. Jedną symbolizuje starszyzna miasta, drugą Judyta. Nie mamy wątpliwości: to Judyta wybrała słuszną drogę. Bezczynne czekanie na wybawienie nie jest właściwym wyrazem wiary w Bożą opiekę. Zaufanie Bogu oznacza podjęcie odpowiedzialności, a ona prowadzić może po ścieżkach, które wydają się niemożliwe do przebycia.

Tekst pochodzi z pisma
"Królowa Apostołów" maj 2001 r.


 «  1 

Powrót

Święty Maksymilian Maria Kolbe (1894-1941).

Wspomnienie liturgiczne 14 sierpnia

Męczennik Miłości

"Cenna jest w oczach Pańskich śmierć Jego świętych" (por. Ps 116(115),! 5) - tak powtarzamy w psalmie responsoryjnym. Zaprawdę, jest cenna i bezcenna! Przez śmierć, jaką poniósł na krzyżu Chrystus, dokonało się odkupienie świata, gdyż śmierć ta ma cenę najwyższej miłości. Przez śmierć, jaką poniósł Ojciec Maksymilian, przejrzysty znak tej miłości odnowił się w naszym stuleciu, tak bardzo i tak wielorako zagrożonym grzechem i śmiercią.

Oto w czasie tej uroczystej liturgii kanonizacyjnej zdaje się stawać pośród nas ów "męczennik miłości" z Oświęcimia (jak go nazwał Paweł VI) i mówić:

"O Panie, jam Twój sługa, jam Twój sługa, syn Twojej służebnicy: Ty rozerwałeś moje kajdany? (Ps 116(115),16).

I jak gdyby, zbierając w jedno ofiarę całego swego życia. On - Kapłan i syn duchowy św. Franciszka, zdaje się mówić:

"Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył? podniosę kielich zbawienia i wezwę imienia Pana" (12-13).

Są to słowa wdzięczności. Śmierć poniesiona z miłości za brata jest heroicznym czynem człowieka, poprzez który wraz z nowym Świętym uwielbiamy Boga. Od Niego bowiem pochodzi Łaska tego heroizmu. Tego męczeństwa.

4. Uwielbiamy więc dzisiaj wielkie dzieło Boże w człowieku. Wobec nas wszystkich, tu zgromadzonych, Ojciec Maksymilian Kolbe podnosi swój "kielich zbawienia", w którym zawiera się ofiara całego jego życia, przypieczętowanego męczeńską śmiercią "za brata".

Do tej ostatecznej ofiary gotował się Maksymilian, idąc za Chrystusem od najmłodszych lat swego życia w Polsce. Z tych to lat pochodzi przedziwny znak dwóch koron: białej i czerwonej, spośród których nasz Święty nie wybiera jednej, ale przyjmuje obie. Od młodych bowiem lat przenikała go wielka miłość ku Chrystusowi i pragnienie męczeństwa.

Ta miłość i to pragnienie towarzyszyło mu na drodze powołania franciszkańskiego i kapłańskiego, do którego przygotowywał się zarówno w Polsce, jak i w Rzymie. Ta miłość i to pragnienie szły z nim poprzez wszystkie miejsca kapłańskiej i franciszkańskiej posługi w Polsce, a także posługi misjonarskiej w Japonii.

5. Natchnieniem całego życia była mu Niepokalana, której zawierzał swoją miłość do Chrystusa i swoje pragnienie męczeństwa. W tajemnicy Niepokalanego Poczęcia odsłaniał się przed oczyma jego duszy ów przewspaniały nadprzyrodzony świat Łaski Bożej ofiarowanej człowiekowi. Wiara i uczynki całego życia Ojca Maksymiliana wskazują na to, że swoją współpracę z Bożą Łaską pojmował jako wojowanie ("militia") pod znakiem Niepokalanego Poczęcia. Rys Maryjny jest w życiu i świętości Ojca Kolbego szczególnie wyrazisty. Tym znamieniem naznaczył też całe swoje apostolstwo, zarówno w Ojczyźnie, jak na misjach. Zarówno w Polsce, jak i w Japonii ośrodkiem tego apostolstwa były specjalne "miasta Niepokalanej" (polski "Niepokalanów", japońskie "Mugenzai no Sono").

6. Co się stało w bunkrze głodowym obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (Auschwitz) w dniu 14 sierpnia 1941 r.?

Odpowiada na to dzisiejsza liturgia: oto "Bóg doświadczył Maksymiliana Marię" i znalazł go godnym siebie. Doświadczył go, jak złoto w tyglu i przyjął jako całopalną ofiarę "(por.Mdr 3, 5-6).

Chociaż "w ludzkim rozumieniu doznał kaźni", to przecież "nadzieja jego pełna jest nieśmiertelności" - albowiem "dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka".

A kiedy po ludzku dosięga ich męka i śmierć, kiedy "zdaje się oczom ludzkim, że pomarli...", gdy "odejście ich od nas uznano za unicestwienie", ... "oni trwają w pokoju" (por. ww. 2-3}: oni doznają Życia i Chwały "w ręku Boga" (por. Mdr 3, 1-4).

To życie jest owocem śmierci na podobieństwo śmierci Chrystusa. Chwała jest uczestnictwem w Jego zmartwychwstaniu.

(fragment homilii Jana Pawła II z kanonizacji O. Maksymiliana Kolbe

 «  1  [2] 

Powrót

108 Błogosławionych Męczenników

Wspomnienie liturgiczne 12 czerwca

W kaplicy Matki Bożej Bolesnej, obok Świętego Ojca Kolbe spogląda na nas 108 błogosławionych męczenników z czasu II Wojny Światowej.

BŁOGOSŁAWIENI
(WEDŁUG KOLEJNOŚCI NA LIŚCIE W PROCESIE BEATYFIKACYJNYM)

BIAŁYSTOK
KS. MIECZYSŁAW BOHATKIEWICZ (1904-1942)
KS. WŁADYSŁAW MAĆKOWIAK (1910-1942)
KS. STANISŁAW PYRTEK (1913-1941)

CZĘSTOCHOWA
KS. MAKSYMILIAN BINKIEWICZ (1913-1941)
KS. LUDWIK GIETYNGIER (1904-1941)

DROHICZYN
KS. ANTONI BESZTA-BOROWSKI (1880-1943)

GDAŃSK
KS. MARIAN GÓRECKI (1903-1940)
KS. BRONISŁAW KOMOROWSKI (1889-1940)
KS. FRANCISZEK ROGACZEWSKI (1891-1940)

GNIEZNO
KS. JAN NEPOMUCEN CHRZAN (1885-1942)
KS. FRANCISZEK DACHTERA (1910-1942)
KS. WŁADYSŁAW DEMSKI (1884-1940)
KS. KS. WŁADYSŁAW MĄCZKOWSKI (1911-1942)
KS STANISŁAW KUBSKI (1876-1942)
KS. MARIAN SKRZYPCZAK (1909-1939)
KS. ALEKSY SOBASZEK (1895-1942)
KS. ANTONI ŚWIADEK (1909-1945)

KALISZ
KS FRANCISZEK STRYJAS (1882-1944)

KATOWICE
KS. JÓZEF CZEMPIEL (1883-1942)
KS. EMIL SZRAMEK (1887-1942)

KIELCE
KS. JÓZEE PAWŁOWSKI (1890-1942)
KS. PIOTR EDWARD DAŃKOWSKI (1908-1942)

LUBLIN
BP WŁADYSŁAW GORAL (1898-1945)
KS. KAZIMIERZ GOSTYŃSKI (1884-1942)
KS. STANISŁAW MYSAKOWSKI (1896-1942)
KS. ZYGMUNT PISARSKI (1902-1943)
STANISŁAW STAROWIEYSKI (1895-1940)
KS. ANTONI ZAWISTOWSKI (1882-1941)

ŁOMŻA
KS. ADAM BARGIELSKI (1903-1942)
MARIANNA BIERNACKA (1888-1943
KS. MICHAŁ PIASZCZYŃSKI (1885-1940)

PŁOCK
ABP ANTONI JULIAN NOWOWIEJSKI (1858-1941)
BP LEON WETMAŃSKI (1886-1941)

POZNAŃ
MARIAN KONOPIŃSKI (1901-1943)
KS. JÓZEF KUT (1905-1942)
KS. WŁODZIMIERZ LASKOWSKI (1886-1940)
KS. NARCYZ PUTZ (1817-1941)
NATALIA TUŁASIEWICZ (1906-1945)

RADOM
KS. KAZIMIERZ GRELEWSKI (1901-1941)
KS. STEFAN GRELEWSKI (1899-1941)
KS. FRANCISZEK ROSŁANIEC (1889-1942)
KS. BOLESŁAW STRZELECKI (1896-1941)
KS. KAZIMIERZ SYKULSKI (1882-1942)

SANDOMIERZ
KS. ANTONI REWERA (1868-1941)

WARSZAWA
KS. ROMAN ARCHUTOWSKI (1882-1943)
KS. EDWARD DETKENS (1885-1942)
KS. MICHAŁ OZIĘBŁOWSKI (1900-1942)
KS. ZYGMUNT SAJNA (1897-1940)
KS. MICHAŁ WOŹNIAK (18)5-1941)

WŁOCŁAWEK
AL. TADEUSZ DULNY (1914-1941)
KS. EDWARD GRZYMAŁA (1906-1941)
KS. HENRYK HLEBOWICZ (1904-1941)
KS. DOMINIK JĘDRZEJEWSKI (1886-1941)
KS. HENRYK KACZOROWSKI (1888-1942)
AL. BRONISŁAW KOSTKOWSKI (1915-1942)
KS. JÓZEF KURZAWA (1910-1940)
KS. WINCENTY MATUSZEWSKI (1869-1940)
KS. LEON NOWAKOWSKI (1913-1939)
KS. JÓZEF STRASZEWSKI (1885-1942)
KS. KMDR PPOR. WŁADYSŁAW MIEGOŃ (1892-1942)

ZAKONY I ZGROMADZENIA ZAKONNE
DOMINIKANIE OP
O. MICHAŁ CZARTORYSKI (1891-1944)
S. JULIA RODZIŃSKA (1899-1945)

FRANCISZKANIE OFM
O. KRYSTYN GONDEK (1909-1942)
BR. MARCIN OPRZĄDEK (1884-1942)
O. NARCYZ TURCHAN (1879-1942)
BR. BRUNON ZEMBOL (1905-1922)

BRACIA MNIEJSI KAPUCYNI OFM CAP
BR. FIDELIS CHOJNACKI (1906-1942)
BR. SYMFORIAN DUCKI (1888-1942)
O. ANICET KOPLIŃSKI (1875-1941)
O. HENRYK KRZYSZTOFIK (1908-1942)
O. FLORIAN STĘPNIAK (1912-1942)

OO. KARMELICI BOSI OCD
O. ALFONS MARIA MAZUREK (1891-1944).
OO. KARMELICI OC
O. HILARY PAWEŁ JANUSZEWSKI (1901-1945)

SS. KLARYSKI-KAPUCYNKI
S. MlECZYSŁAWA KOWALSKA (1902-1941)

KSIĘŻA MARIANIE MIC
KS. JERZY KASZYRA (1904-1943)
KS. ANTONI LISZCZEWICZ (1890-1943)

KSIĘŻA MICHALICI CSMA
KS. WŁADYSŁAW BŁĄDZIŃSKI (1908-1944)
KS. WOJCIECH NIERYCHLEWSKI (1903-1941)

OO. MISJONARZE OBLACI MARYI NIEPOKALANEJ OMI
79. O. JÓZEF CEBULA (1902-1941)

SS. NIEPOKALANKI CSIC
S. MARIA EWA OD OPATRZNOŚCI BOGUMIŁA NOSZEWSKA (1885-1942)
S. MARIA MARTA OD JEZUSA KAZIMIERA WOŁOWSKA (1819-1942

KSIĘŻA ORIONIŚCI FDP
KS. FRANCISZEK DRZEWIECKI (1908-1942)

KSIĘŻA PALLOTYNI SAC
KS. JÓZEF JANKOWSKI (1910-1941)
KS. JÓZEF STANEK (1916-1944)
KSIĘŻA SALEZJANIE SDB
KS. JÓZEF KOWALSKI (1911-1941)

POZNAŃSKA PIĄTKA"
Młodzieńcy związani z oratorium księży salezjanów w Poznaniu. Czesław Jóźwiak (1919-1942), Edward Kaźmierski (1919-1942), Franciszek Kęsy (1920-1942), Edward Klinik (1919-1942), Jarogniew Wojciechowski (1922-1942). Liderzy katolickich organizacji młodzieżowych aresztowani we wrześniu 1940 r. i osadzeni kolejno w Forcie VII i przy ul. Młyńskiej w Poznaniu, we Wronkach, Berlinie i więzieniu w Zwickau w Saksonii. W więzieniach poddawani rozlicznym szykanom, odmawiali różaniec i odprawiali nowenny przed ważnymi świętami kościelnymi. Ostrzegający ich więzień, gdy wspólnie modlili się w celi, na uwagę: "Czy wiecie, co was czeka?", usłyszał odpowiedź: "O tym, co nas czeka, wie tylko Bóg. Jemu ufamy. Cokolwiek się stanie, będzie to Jego wola". Zgilotynowani 24 sierpnia 1942 r. na dziedzińcu więzienia w Dreźnie.

BRACIA SERCA JEZUSOWEGO CFCI
BR. JÓZEF ZAPŁATA (1904-1945)

SIOSTRY SŁUŻEBNICZKI STAROWIEJSKIE
S. KATARZYNA CELESTYNA FARON (1913-1944)

SIOSTRY SZKOLNE DE NOTRE DAME SSND
S. MARIA ANTONINA KRATOCHWIL (1881-1942)

URSZULANKI UNII RZYMSKIEJ OSU
S. MARIA KLEMENSA STASZEWSKA (1890-1943)

OO. WERBIŚCI SVD
BR. GRZEGORZ BOLESŁAW FRĄCKOWIAK (1911-1943)
O. STANISŁAW KUBISTA (1898-1940)
O. ALOJZY LIGUDA (1898-1942)
O. LUDWIK MZYK (1905-1940)

SS. ZMARTWYCHWSTANKI CR
S. ALICJA MARIA JADWIGA KOTOWSKA (1899-1939)

OO. FRANCISZKANIE KONWENTUALNI OFMCONV - NIEPOKALANÓW
O. JAN ANTONIN BAJEWSKI (1915-1941)
O. LUDWIK PIUS BARTOSIK (1909-1941)
O. JÓZEF INNOCENTY GUZ (1890-1940)
O. JÓZEF ACHILLES PUCHAŁA (1911-1943)
O. KAROL HERMAN STĘPIEŃ (1910-1943)
BR. STANISŁAW TYMOTEUSZ TROJANOWSKI (1908-1941)
BR. PIOTR BONIFACY ŻUKOWSKI (1913-1941)

FRANCISZKANIE OFM
O. ANASTAZY JAKUB PANKIEWICZ (1881-1941)

TARNÓW
KS. ROMAN SITKO (1880-1942)

 «  1  [2] 

Powrót

Święty Jan z Dukli (1414 - 1484)

Wspomnienie liturgiczne 8 lipca

Szósta podróż apostolska Jana Pawła II do Polski. 31 maja - 10 czerwca 1997 r.

--------------------------------------------------------------------------------



Jan Paweł II
NIE DOPUŚĆCIE, ABY WAM ODEBRANO CHRZEŚCIJAŃSKĄ GODNOŚĆ
Krosno, 10.06.1997. Homilia podczas kanonizacji bł. Jana z Dukli



1. «Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił» (Iz 61, 1).

Te słowa proroka Izajasza z pierwszego czytania zostały wypowiedziane przez Pana Jezusa w Nazarecie u początku Jego publicznej działalności: «Duch Pana Boga nade mną, bo Pan mnie namaścił. Posłał mnie, by głosić dobrą nowinę ubogim, by opatrywać rany serc złamanych, by zapowiadać wyzwolenie jeńcom i więźniom swobodę; aby obwieszczać rok łaski Pańskiej» (Iz 61, 1-2). Owego dnia, w synagodze, Jezus ogłosił spełnienie tych słów. To Jego właśnie namaścił Duch Święty, dla wypełnienia misji mesjańskiej. Te prorocze słowa można również odnieść do tych wszystkich, którzy są powołani i posłani przez Boga, aby kontynuować misję Chrystusa. Można te słowa też odnieść z pewnością do Jana z Dukli, którego dane mi jest dzisiaj zaliczyć w poczet świętych Kościoła.

Dziękuję Bogu za to, że kanonizacja błogosławionego Jana z Dukli może mieć miejsce na jego rodzinnej ziemi. Imię jego, a zarazem chwała jego świętości związane są na zawsze z Duklą, starym, niewielkim miastem, położonym u stóp Cergowej oraz pasma Beskidu Średniego. Te góry i to miasto są mi dobrze znane z dawnych lat. Wędrowałem tędy wielokrotnie albo w stronę Bieszczad, albo też w kierunku przeciwnym, od Bieszczad, poprzez Beskid Niski, aż do Krynicy. Mogłem też poznać tutejszych ludzi, uprzejmych i gościnnych, chociaż czasem trochę zdziwionych gromadą młodzieży wędrującej z ciężkimi plecakami po górach. Cieszę się, że mogłem jeszcze tu powrócić i właśnie tu pod Cergową ogłosić świętym Kościoła katolickiego waszego rodaka i ziomka.

Jan z Dukli jest jednym z wielu świętych i błogosławionych, którzy wyrośli na ziemi polskiej w ciągu XIV i XV stulecia. Byli oni wszyscy związani z królewskim Krakowem. Przyciągał ich krakowski Wydział Teologiczny, powstały za sprawą królowej Jadwigi przy końcu XIV wieku. Ożywiali miasto uniwersyteckie tchnieniem swojej młodości i swojej świętości, a stamtąd wędrowali na wschód. Przede wszystkim drogi ich wiodły do Lwowa, tak jak Jana z Dukli, którego większa część życia upłynęła w tym wielkim mieście i ośrodku złączonym z Polską bardzo bliskimi więzami zwłaszcza od czasów Kazimierza Wielkiego. Jest św. Jan z Dukli patronem miasta Lwowa i całej lwowskiej ziemi.

Poprzez swoją kanonizację będzie już na zawsze związany nie tylko z miastem, gdzie ta kanonizacja się odbywa — z Krosnem nad Wisłokiem, ale także z Przemyślem i z archidiecezją przemyską, której pasterza, arcybiskupa Józefa Michalika, witam serdecznie. Wraz z nim witam jego poprzednika, arcybiskupa Ignacego Tokarczuka, którego imię wpisało się w sposób szczególny w dzieje współczesnego Kościoła w Polsce. Kościół w Polsce nie może zapomnieć jego wielkiej odwagi w okresie rządów komunistycznych, a przede wszystkim tej determinacji, jaką wykazał w zmaganiach się o wznoszenie potrzebnych Kościołowi w Polsce budowli sakralnych. Raduję się, że przy tej okazji dane mi jest raz jeszcze spotkać księdza arcybiskupa, z którym wiele mnie łączyło w okresie, kiedy byłem metropolitą krakowskim. Serdecznie pozdrawiam długoletniego biskupa pomocniczego, dzisiaj seniora — biskupa Bolesława, oraz obecnego biskupa pomocniczego metropolity przemyskiego — biskupa Stefana.

Cieszę się z obecności metropolity Iwana Martyniaka i biskupów obrządku greckokatolickiego. W szczególny sposób raduję się obecnością arcybiskupa Mariana Jaworskiego ze Lwowa, ze Lwowa, w którym się urodził i wychował, a do którego powrócił jako pasterz odradzającego się Kościoła — do tego miasta słusznie nazywanego semper fidelis. Pozdrawiam wszystkich biskupów metropolii przemyskiej i lwowskiej, a także obecnych licznie kapłanów diecezjalnych i zakonnych, siostry zakonne i was, umiłowani bracia i siostry, mieszkańcy tej ziemi, która mnie tak wiele razy gościła i którą kocham całym sercem.

Wszyscy radujemy się z obecności biskupów-władyków Kościoła wschodniego, zarówno katolików, jak i prawosławnych, razem z ich kapłanami, zakonami i wiernymi. Radujemy się wreszcie z obecności gości zagranicznych, których już na początku arcybiskup przemyski pozdrowił.

2. Kiedy dziś dokonujemy kanonizacji Jana z Dukli, wypada nam spojrzeć na powołanie tego duchowego syna św. Franciszka i na jego posłannictwo w szerszym kontekście dziejów. Oto Polska już cztery wieki wcześniej przyjęła chrześcijaństwo. Prawie czterysta lat minęło od czasu, kiedy działał w Polsce św. Wojciech. Kolejne stulecia naznaczone były męczeństwem św. Stanisława, dalszym postępem ewangelizacji i rozwojem Kościoła na naszych ziemiach. Było to związane w znacznej mierze z działalnością benedyktynów. Począwszy od XIII wieku przybywają do Polski synowie św. Franciszka z Asyżu. Ruch franciszkański znalazł na naszych ziemiach bardzo podatny grunt. Zaowocował też całym szeregiem świętych i błogosławionych, którzy czerpiąc ze wzoru Biedaczyny z Asyżu ożywiali polskie chrześcijaństwo duchem ubóstwa i braterskiej miłości. Z tradycją ewangelicznego ubóstwa i prostoty życia łączyli wiedzę i mądrość, co miało z kolei skutki w ich pracy duszpasterskiej. Można powiedzieć, iż dogłębnie przejęli się oni tymi słowami św. Pawła, które słyszeliśmy dzisiaj w drugim czytaniu z Listu do Tymoteusza. Apostoł pisze: «Zaklinam cię wobec Boga i Chrystusa Jezusa, który będzie sądził żywych i umarłych, i na Jego pojawienie się, i na Jego królestwo: głoś naukę, nastawaj w porę, nie w porę, wykaż błąd, poucz, podnieś na duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz» (por. 2 Tm 4, 1-2). Ta zdrowa nauka, która już w czasach św. Pawła była nieodzowna, była też nieodzowna w tym okresie, kiedy żył i działał Jan z Dukli. I wówczas bowiem nie brakowało takich, którzy zdrowej nauki nie znosili, ale według własnych pożądań sami sobie mnożyli nauczycieli, odwracali się od słuchania prawdy, a zwracali — jak pisze Apostoł — ku zmyślonym opowiadaniom (por. 2 Tm 4, 3-4).

Tych samych trudności nie brakuje i teraz. Przyjmijmy więc słowa Pawłowe, jak gdyby wypowiedziane życiem św. Jana z Dukli — wypowiedziane do nas wszystkich i do każdego, w szczególności do kapłanów i zakonników, i zakonnic: «Ty zaś czuwaj we wszystkim, znoś trudy, wykonaj dzieło ewangelisty, spełnij swe posługiwanie!» (2 Tm 4, 5).

«Jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony» (Mt 23, 10-12). Oto cały ewangeliczny program, który w swoim życiu urzeczywistnił św. Jan z Dukli. Jest to program chrystocentryczny. Jezus Chrystus był dla niego jedynym Nauczycielem. Naśladując bez reszty przykład swego Mistrza i Pana, nade wszystko pragnął służyć. Oto ewangelia mądrości, miłości i pokoju. Taką ewangelię Jan urzeczywistniał w swoim całym życiu. A dzisiaj to ewangeliczne życie Jana z Dukli doczekało się chwały ołtarzy. Na swojej rodzinnej ziemi zostaje ogłoszony świętym Kościoła powszechnego. Jego kanonizacja znajduje się na drodze, którą cały Kościół podąża do kresu drugiego milenium od narodzenia Chrystusa. Wraz z wszystkimi, którzy Kościół w Polsce wprowadzają w tertio millennio adveniente, wraz ze św. Wojciechem, ze św. Stanisławem, ze św. królową Jadwigą, staje również on — św. Jan z Dukli. A jego kanonizacja, jego świętość jest nowym bogactwem Kościoła na ojczystej ziemi. Jest też chyba jakimś szczególnym dodatkiem do ślubów Jana Kazimierza, które kiedyś złożył on wobec Matki Bożej Łaskawej w katedrze lwowskiej.

3. Umiłowani bracia i siostry, w tym miejscu, z którego widać zielone łany zbóż, które wkrótce bielejąc zaczną zapraszać rolnika do znojnej pracy «dla chleba» — w tym miejscu pragnę przywołać słowa króla Jana Kazimierza wypowiedziane w ów historyczny dzień ślubów. Wyrażały one wielką troskę o cały naród, pragnienie sprawiedliwości i wolę złagodzenia ciężarów, jakie przygniatały jego poddanych, zwłaszcza ludzi pracujących na roli.

Pragnę dzisiaj, podczas kanonizacji Jana z Dukli, syna tej ziemi, oddać hołd pracy rolnika. Pochylam się ze czcią nad tą bieszczadzką ziemią, która doznała w historii wielu cierpień wśród wojen i konfliktów, a dzisiaj jest doświadczana trudnościami — szczególnie brakiem pracy. Pragnę oddać hołd miłości rolnika do ziemi, bo ta miłość zawsze stanowiła mocny filar, na którym opierała się narodowa tożsamość. W chwilach wielkich zagrożeń, w momentach najbardziej dramatycznych w dziejach narodu ta miłość, przywiązanie do ziemi okazywały się niezmiernie ważne w zmaganiu o przetrwanie. Dzisiaj, w czasach wielkich przemian, nie wolno o tym zapominać. Oddaję dzisiaj hołd spracowanym rękom polskiego rolnika. Tym rękom, które z trudnej, ciężkiej ziemi wydobywały chleb dla kraju, a w chwilach zagrożenia były gotowe tej ziemi strzec i bronić.

Pozostańcie wierni tradycjom waszych praojców. Oni podnosząc wzrok znad ziemi ogarniali nim horyzont, gdzie niebo łączy się z ziemią, i do nieba zanosili modlitwę o urodzaj, o ziarno dla siewcy i ziarno dla chleba. Oni w imię Boże rozpoczynali każdy dzień i każdą swoją pracę i z Bogiem swoje rolnicze dzieło kończyli. Pozostańcie wierni tej prastarej tradycji! Ona wyraża najgłębszą prawdę o sensie i owocności waszej pracy.

Tak bardzo jesteście podobni do ewangelicznego siewcy. Szanujcie każde ziarno zboża kryjące w sobie cudowną moc życia. Uszanujcie również ziarno słowa Bożego. Niech z ust polskiego rolnika nie znika to piękne pozdrowienie «Szczęść Boże!», «Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!» Pozdrawiajcie się tymi słowami, przekazując w ten sposób najlepsze życzenia. W nich zawarta jest nasza chrześcijańska godność. Nie dopuśćcie, aby ją wam odebrano — bo próbuje się to robić! Świat pełen jest zagrożeń. Docierają one poprzez środki przekazu także do polskiej wsi. Twórzcie kulturę wsi, w której obok nowych wymiarów, jakie niosą czasy, pozostanie — jak u dobrego gospodarza — miejsce na rzeczy dawne, uświęcone tradycją, potwierdzone przez prawdę wieków.

Obejmując sercem tę ziemię, pragnę też podziękować wam za trud budowania świątyń. Często z waszego rolniczego mozołu umieliście wydobyć ów wdowi grosz, by Chrystus w tym zakątku Polski miał swoje miejsce. Bóg wam zapłać za te kościoły, za te piękne kościoły — owoc pracy rąk waszych i owoc waszej wiary. Jakżeż głębokiej wiary! «Będę na wieki sławił łaski Pana» — śpiewaliśmy przed chwilą w śpiewie międzylekcyjnym (por. Ps 89 [88], 2). Budowaliście te nowe świątynie właśnie po to, abyście wy sami i następne pokolenia mieli gdzie sławić łaski Pana.

Trzeba mocno uchwycić się Chrystusa — Dobrego Siewcy, i iść za Jego głosem po drogach, które nam wskazuje. A są to drogi różnych i wielorakich inicjatyw, których dzisiaj jest w Polsce coraz więcej. Wiem, że wkłada się wiele wysiłku w promocję grup i instytucji dobroczynnych, dających świadectwo solidarności z potrzebującymi pomocy w kraju i poza jego granicami. Tej pomocy sami w trudnych latach doświadczaliśmy — trzeba, abyśmy umieli ją odwzajemniać, pamiętając o innych. Dzisiaj naszej Ojczyźnie potrzebny jest katolicki laikat, apostolstwo świeckich, ów Boży Lud, na który czeka Chrystus i Kościół. Potrzebni są ludzie świeccy rozumiejący potrzebę stałej formacji wiary. Jakże dobrze się stało, iż została przywrócona do życia w Kościele na polskiej ziemi Akcja Katolicka, która w waszej archidiecezji, podobnie jak w innych diecezjach, staje się obok różnych ruchów i wspólnot modlitewnych szkołą wiary. Idźcie odważnie tą drogą, pamiętając, że im większe będzie wasze zaangażowanie w nową ewangelizację i w życie społeczne, tym większa powstaje potrzeba duchowości, tego wewnętrznego związku z Chrystusem i Kościołem, owego zjednoczenia aż do przeniknięcia łaską każdego poruszenia serca, aż do świętości.

4. Umiłowani bracia i siostry! Ziemia, na której stoimy, jest przesiąknięta i nabrzmiała świętością Jana z Dukli. Ten święty zakonnik piękną bieszczadzką ziemię nie tylko rozsławił, ale przede wszystkim uświęcił. Jesteście spadkobiercami tego uświęcenia. Krocząc po tej ziemi, nakładacie na jego drogi wasze drogi życiowe. Tutaj odczuwamy wszyscy w tajemniczy sposób owo «bogactwo chwały Jezusa Chrystusa objawiającej się w Jego świętych» (por. Ef 1, 18), o których pisał Apostoł Paweł. Wydała bowiem ta ziemia wielu autentycznych świadków Chrystusa, ludzi, którzy w pełni zawierzyli Panu Bogu i poświęcili swoje życie dla głoszenia Ewangelii. Idźcie ich śladami! Wpatrujcie się w ich życie! Naśladujcie ich czyny, «aby świat widział wasze dobre uczynki i chwalił Boga, który jest w niebie» (por. Mt 5, 16). Niech ta wiara, jaką św. Jan zasiał w sercach waszych praojców, rozrośnie się w drzewo świętości i niech «przynosi owoc obfity, i niech owoc ten trwa» (por. J 15, 5).

Na tej drodze niech wam towarzyszy Matka Chrystusa, czczona w licznych sanktuariach tej ziemi. Za chwilę włożę korony na wizerunki Matki Bożej z Haczowa, Jaślisk, Wielkich Oczu. Niech będzie to wyrazem naszej czci dla Maryi oraz nadziei, że swoim wstawiennictwem dopomoże nam wypełniać wolę Bożą do końca. Nauczyliśmy się w okresie tysiąclecia chrztu śpiewać: «Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam» (Apel Jasnogórski). Radujemy się, że wespół z nami czuwają wszyscy święci patronowie polscy. Radujemy się i prosimy za naród polski i Kościół na naszej ziemi — tertio millennio adveniente.

«Z dawna Polski Tyś Królową, Maryjo. (...) Weź w opiekę naród cały, który żyje dla Twej chwały». Amen.



 «  1  [2] 

Powrót

Błogosławiony Ksiądz Władysław Findysz(1907 — 1964)

Wspomnienie liturgiczne 23 sierpnia.

Jest to pierwsza zakończona sprawa beatyfikacyjna o stwierdzenie męczeństwa Osoby będącej ofiarą systemu komunistycznego w Polsce.



BŁOGOSŁAWIONY WŁADYSŁAW FINDYSZ
KAPŁAN I MĘCZENNIK

BŁOGOSŁAWIONY WŁADYSŁAW FINDYSZ urodził się 13 grudnia 1907 r. w Krościenku Niżnym na Podkarpaciu. Święcenia kapłańskie przyjął 19 czerwca 1932 r. w Przemyślu. W 1942 r. został proboszczem w Nowym Żmigrodzie. W czasie II wojny światowej, a także w latach powojennych, niósł ofiarną pomoc duchową i materialną wszystkim mieszkańcom, bez względu na narodowość i wyznanie. W latach Soboru Watykańskiego II włączył się aktywnie w dzieło „Soborowych czynów dobroci”, apelując z ambony i za pośrednictwem listów o odnowienie życia religijnego. Odpowiedzią władz komunistycznych na gorliwą działalność duszpasterską ks. Findysza były jego liczne prześladowania. 17 grudnia 1963 r. za rzekome „zmuszanie do praktyk religijnych” został skazany na dwa i pół roku pozbawienia wolności. W więzieniu znęcano się nad nim fizycznie i psychicznie. Władze z premedytacją uniemożliwiły mu poddanie się uprzednio zaplanowanej operacji na nowotwór przełyku. Z więzienia został zwolniony warunkowo w stanie skrajnego wycieńczenia. Zmarł po kilku miesiącach, 21 sierpnia 1964 r. Został ogłoszony błogosławionym jako męczennik 19 czerwca 2005 r. w Warszawie.

www.findysz.pl

 «  1  [2] 

Powrót

Święta s. Urszula Ledóchowska (1865-1939

Wspomnienie liturgiczne 29 maja


W Pniewach niedaleko Poznania znajduje się dom macierzysty urszulanek szarych - Sanktuarium Św. Urszuli Ledóchowskiej. W kaplicy pniewskiej znajduje się sarkofag, w którym spoczywają relikwie Świętej, sprowadzone do Polski z Rzymu w 1989 roku. Beatyfikacji (1983) i kanonizacji (2003) św. Urszuli Ledóchowskiej dokonał papież Jan Paweł II.

 «  1  [2] 

Powrót

Błogosławiony Honorat Koźmński (1826-1916)

Wspomnienie liturgiczne 13 października

" Niewielka to miłośc, która zachowuje miarę, albo, lyoa szuka miary miłości,albowiem miara miłości, jest kochać bez miary...'

FRAGMENT HOMILII OJCA ŚWIĘTEGO JANA PAWŁA ii WYGŁOSZONEJ PODCZAS MSZY BEATYFIKACYJNEJ
...Oto ogarnięty łaską Pana błogosławiony Honorat Koźmiński z Białej Podlaskiej, zakonnik od0dany wspaniałomyślnie i do końca swemu ideałowi Brata Mniejszego-Kapucyna. Prawdziwy syn duchowy św. Franciszka. Kapłan i apostoł. Wytrwały szafarz sakramentu przebaczenia i pojednania, a jego heroiczna wprost posługa w konfesjonale była prawdziwym kierownictwem duchowym. Posiadał głęboki dar odkrywania i ukazywania dróg Bożego powołania. Był człowiekiem wytrwałej modlitwy, zwłaszcza adoracji Najświętszego Sakramentu. Zatopiony w Bogu, był równocześnie otwarty na rzeczywistość ziemską. Naoczny świadek jego życia powiedzial, że "chodził zawsze z Bogiem".
Żył, jak wiadomo, w ciężkich czasach. W ciężkich czasach dla Ojczyzny i dla Kościoła. Polska była pod zaborami. W tak zwanym Królestwie Polskim wprowadzono po powstaniu styczniowym stan wojenny. Nastąpiła kasata zakonów. Pozostawiono pewną liczbę klasztorów, których zakonnicy i zakonnice byli praktycznie skazani na wymarcie, gdyż nowicjaty zostały zamknięte. Nad wszystkimi dziedzinami kościelnego życia ciążył terror policyjny. Wtedy to nasz Błogosławiony sformułował zasadę, która stała się natchnieniem dla jego apostolskiej działalności: „życie zakonne jest instytucją Boską, więc ustać nie może, bo bez niego Ewangelia nie byłaby wypełniana, a zatem tylko formę zmienić może i musi" (Wiadomość o nowych zgromadzeniach zakonnych, Kraków 1890, s. 45).
Szukał wybitnych ludzi i dzielił z nimi swoją troskę o losy Ojczyzny, Kościoła i życia zakonnego w Polsce.
Jakże wymowne jest jego zwierzenie: „trzeba bardzo gorąco się modlić, Pan Bóg czegoś chce ode mnie, (...) coraz częściej zgłaszają się do mnie dusze różnego stanu i wykształcenia, wolne, i proszą o kierunek, o wstąpienie do klasztoru, a nade wszystko mówią mi, abym im pozwolił złożyć ślub czystości. Klasztorów nie ma, dokąd i jak te dusze kierować? Przede wszystkim za granicę odsyłać je nie godzi się, boć to owoc tutejszy, tu powinny zostać, nie godzi się ogołacać tej ziemi z dojrzałego, najpiękniejszego owocu, który ona wydała. Co tu zostanie, gdy usuniemy dusze święte, powołane? Coś Bóg chce, coś Bóg zaradzi. (...) Módlcie się i wy, abyśmy wyprosili światło Boże, aby Bóg objawił, co chce, abyśmy uczynili dla tych dusz" (J. Chudzyńska, Pamiętnik, s. 10-11).

Tak myślał i działał błogosławiony Honorat „ogarnięty łaską Pana" i przynaglany wewnętrzną siłą. Wskazywał drogę do doskonałości, która rodziła się z lektury Ewangelii i kontemplacji. Zachęcał do pozostania w swoim środowisku i naśladowania życia Jezusa i Maryi w Nazarecie, do praktykowania rad ewangelicznych w ukryciu, bez zewnętrznych oznak. Stał się odnowicielem życia zakonnego i twórcą jego nowej formy na wzór dzisiejszych Instytutów świeckich. Poprzez swoje córki i synów duchowych starał się odradzać w społeczności ducha gorliwości pierwszych chrześcijan, a docierał przez nich do wszystkich środowisk. Dziś jeszcze siedemnaście zgromadzeń wywodzących się z kręgu jego duchowości działa w dziewiętnastu krajach, na czterech kontynentach.
A błogosławiony Honorat mawiał: „codziennie od Chrystusa wychodzę, do Chrystusa idę i do Chrystusa wracam".
Oddał się Chrystusowi, Mądrości Wcielonej, jako Jej niewolnik, według wskazań świętego Ludwika Grignion de Montfort. Powtarzał często „totus Tuus". Prosił, by Maryja była dla niego „protektorką, pośredniczką, wspomożycielką, mistrzynią w głoszeniu kazań, doradczynią przy spowiedzi, obronicielką czystości, pocieszycielką, wynagrodzicielką i dziękczycielką".
Kapłan Honorat został doświadczony licznymi cierpieniami fizycznymi i duchowymi. „Spodobało się Panu zmiażdżyć Go cierpieniem" (Iz 53, 10).
Gdy otrzymał decyzję Kościoła, która pozbawiała go kierownictwa zgromadzeniami i zmieniała ich charakter, pisał: „sam Zastępca Jezusa Chrystusa wolę Boską nam objawił i spełniam całym sercem to polecenie z najwyższą wiarą. (...) Pamiętajcie, czcigodni bracia i siostry, że wam się nastręcza sposobność okazania heroicznego posłuszeństwa woli świętego Kościoła" (O. Honorat, Listy okólne do Zgromadzeń).
I oto, po udrękach swej duszy ujrzał światło i nim się nasycił (por. Iz 53, 11). Dziś odbiera chwałę ołtarzy w Kościele. Pokazuje nam, jak odczytywać „znaki czasu". Jak trwać po Bożemu i działać w naszych trudnych czasach. Uczy, jak w duchu Ewangelii rozwiązywać trudne sprawy i zaradzać ludzkim potrzebom u progu trzeciego tysiąclecia od czasu, gdy „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu" (por. Mk 10, 45).

 «  1  [2] 

Powrót

Błogosłwony Rafał Chyliński (1694-1741).

wspomnienie liturgiczne 2 grudnia

- Panie Boże, czemu to wszyscy zwracając się do swego Stwórcy, mówią: "Ty"? A między sobą pozdrawiają się: wielmożny, jaśnie oświecony. Ja nigdy nie będę tak mówił do mojego Pana!





Błogosławiony O. Rafał Chyliński z Łagiewnik, ojciec ubogich, człowiek wielkiego ducha i miłości do drugiego człowieka. Syn Arnolda i Małgorzaty Chylińskich urodził się 6 stycznia 1694 roku we wsi Wysoczka. Na chrzcie nadano chłopcu imię Melchior, choć rodzice pochodzili z szlachty wielkopolskiej na rodziców chrzestnych wybrano dwoje ubogich z przytułku łukowskiego. Od najmłodszych lat mały „mniszek”, bo tak go nazywał ojciec, miał duszę przepełnioną bożym światłem miłości do bliźnich i świata stworzonego.

W wieku około 16 lat Melchior i jego brat zostali umieszczeni w poznańskim kolegium jezuitów. Młodzi Chylińscy zetknęli się z środowiskiem długoletniej tradycji intelektualnej i wychowawczej. Niestety na skutek choroby Melchior musiał powrócić do domu, jednak już wtedy zdążył pozostawić po sobie świadectwo przyszłej świętości. W niedługim czasie, zapewne pod namowa matki wstąpił do wojska. Była to jednak decyzja niechętnie podjęta. Wydaje się, że Melchior nie miał wówczas jasnej perspektywy swojej przyszłości. Ze względu na wykształcenie szybko wybrano go chorążym. Stanowisko to wiązało się z prowadzeniem rozliczeń pieniężnych żołnierzy z władzami województwa.Praca, choć niedająca mu korzyści ani splendoru była potwierdzeniem uczciwości i zaufania, którym został obdarzony. W każdym razie nie były to lata zmarnowane, bowiem doświadczenie, które zdobył w zderzeniu z podłożem duchowym wydało piękny owoc stanowczości, poczucia obowiązku i wierności zasadom.

W końcu Melchior porzucił wojsko i wstąpił do klasztoru ojców franciszkanów w Krakowie. Najprawdopodobniej tym, co złączyło Melchiora z braćmi świętego Franciszka było duchowe pokrewieństwo z ideałem franciszkańskim.

4 kwietnia 1715 roku w wieku ok. 21 lat Melchior przywdział habit i zmienił imię na Rafał. Nowicjat w Krakowie trwał krótko, ponieważ ze względu na zarazę młody zakonnik został przeniesiony do Piotrkowa. 26 kwietnia 1716 roku br. Rafał złożył śluby uroczyste, zaś święcenia kapłańskie przyjął w Poznaniu w roku 1717 z rąk Biskupa Piotra Tarły. Fakt tak szybkiego powierzenia posługi kapłańskiej klerykowi może dziwić, upłynęło bowiem niewiele ponad rok od ślubów uroczystych. Jest to jednak kolejny dowód wielkiego zaufania przełożonych i władz kościelnych do młodego zakonnika mającego wielkie zalety serca i umysłu.

Po świeceniach kapłańskich o. Rafał przebywał w klasztorach w Obornikach, Radziejowie, Pyzdrach, Kaliszu, Poznaniu, Gnieźnie, Pszczewie, Warce, Krakowie i Łagiewnikach. Na tych placówkach dał się poznać jako gorliwy franciszkanin, pełen ducha modlitwy i wielki pokutnik. Ojciec Rafał był człowiekiem pokory, która wypływała z głębokiej więzi z Jezusem. Widać to wyraźnie w wydarzeniu z klasztoru w Warce gdzie został niesłusznie oskarżony o utratę zmysłów. Przyjął to upokorzenie z pokorą i złączył z cierpieniem Ukrzyżowanego.

Od samego początku zdrowie ojca Rafała było mocno nadwyrężone. Ten swoiście rozumiany stygmat cierpienia przyjmował z wielką cierpliwością dodając do tego liczne posty i surową pokutę. Z wielkim spokojem przyjmował wszelkie przykrości ze strony tych, do których był posłany jak również ze strony braci.

Będąc w Łagiewnikach pełnił rozliczne obowiązki, ale najbardziej znany był z opieki nad ubogimi, którym poświęcał najwięcej swego czasu. Niestety słabe zdrowie powodowało, że ojciec Rafał słabł coraz bardziej a życie pobożnego zakonnika gasło w oczach tych, którzy go widzieli. Trwało to kilka miesięcy, aż w końcu choroba zwyciężyła i na stałe położył się do łóżka. Ten stan trwał do 2 grudnia 1741 roku, dnia błogosławionej śmierci ojca Rafała.

Proces informacyjny rozpoczęto 20 lat po śmierci zacnego zakonnika, niestety został przerwany z powodu wojny i rozbiorów Polski. Ojciec Święty Jan Paweł II w czasie IV pielgrzymki do Polski podczas uroczystej Mszy Świętej beatyfikacyjnej w parku Agrykola w Warszawie dnia 9 czerwca 1991 roku ogłosił o. Rafała Chylińskiego błogosławionym. Wspomnienie o. Rafała przypada na 2 grudnia. Jego doczesne szczątki spoczywają w jednej z kaplic Łagiewnickiego Sanktuarium.


 «  1  [2] 

Powrót

Lilia

Zdrowaś bądź Maryja, Niebieska Lilija...

Witraż ufundowali:
Rodzina Piekarskich
z Roztok


W Biblii symbol lilii wyraźnie połączony został z czystością w Księdze Daniela (Daniel – hebr. „Bóg jest Sędzią”), imię hebrajskie cnotliwej Zuzanny – Szoszanna – oznacza lilię. Po raz pierwszy znajdujemy lilię w Europie na miniaturach Karola Łysego jako ozdobę korony i berła, i odtąd pozostaje ona stałym znakiem symbolicznym europejskich insygniów królewskich. Do średniowiecznej ikonografii i heraldyki kwiat lilii został przejęty jako symbol Zbawiciela i Sędziego Wszechświata.
Lilia jest centralnym motywem Zwiastowania, a także wiecznej szczęśliwości człowieka. Przynosi ją Archanioł Gabriel albo stoi ona w wazonie w komnacie Maryi. Jest to wielki dialog między Niebem a ziemią. Niebo reprezentuje Anioł, ziemię – Dziewica Maryja jako alegoria całej ludzkości, a między nimi w symbolicznej postaci kwiatu – Chrystus, pojęty jako roślina, która ma uzdrowić człowieka. Jednocześnie jest lilia, podobnie jak Eucharystia – strasznym darem, tremendum, nawet śmiertelnym dla tych, którzy zbliżają się do tego kwiatu bez wyznania grzechów. W ikonografii sceny Zwiastowania lilia, stojąca w kryształowym naczyniu, mająca na łodydze trzy kwiaty, jest symbolem dziewictwa Najświętszej Maryi Panny przed Zwiastowaniem, w momencie Zwiastowania i po Zwiastowaniu. Chociaż Maryja jest Bożą Rodzicielką, to jednak na zawsze pozostała Dziewicą.
Lilia – kwiat z różdżki Jessego, który, według św. Bernarda, swym zapachem ożywia umarłych (II Homilia na Adwent), jest także w ikonografii chrześcijańskiej przede wszystkim kwiatem sądu. Znane są takie przedstawienia Sądu Ostatecznego. Jest ona Chrystusem-Pośrednikiem między Niebem a ziemią, który sądzi Universum. Jest także lilia symbolem Zbawiciela, który umiera, zostaje pogrzebany w ziemi jak nasionko i zmartwychwstaje w kwiecie. Lilia była też kwiatem sprawiedliwości i władzy, przygotowaniem powtórnego przyjścia Zbawiciela, który zstąpi na ziemię, aby pokonać Antychrysta. Chrystus jest bowiem Flos florum (Kwiat kwiatów), Rex regum (Król królów), Dominus dominantium (Pan panujących).

 «  1 

Powrót

Błogosławiony Edmund Bojanowski (1814-1871)

Wspomnienie liturgiczne 7 sierpnia

„Wszystko to co robimy dla Boga, a wobec takiego celu bardzo maluczkimi przedstawiają się przeszkody, choćby najdotkliwsze.”

Pochodził z okolic Gostynia w Wielkopolsce. Przeżył 56 lat, lecz od czwartego roku życia był naznaczony cierpieniem. Nie szczędził jednak swych wątłych sił, aby nieść pomoc innym cierpiącym. Dał tego dowód podczas epidemii cholery, która nawiedziła Wielkopolskę w roku 1849. W swoim mieszkaniu przygotowywał leki i pielęgnował chorych. Założył mały szpital i sierociniec, a także ochronke, która stała się sensem jego życia. Jego doczesne szczątki spoczywają w Luboniu koło Poznania, gdzie znajduje się Dom Generalny Sióstr Służebniczek Wielkopolskich.
Dziś jego dzieło realizują Siostry Służebniczki Najświętszej Maryi Panny. Ich charyzmatem, zgodnie z ideą założyciela, jest służba ubogim, dzieciom i chorym. Oprócz nich, według zasad wytyczonych przez bł. Edmunda żyją także Siostry Służebniczki Śląskie, Starowiejskie i Dębickie.
Za życia pragnął kapłaństwa, ale zły stan zdrowia na to mu nie pozwolił. Arcybiskup Ledóchowski powiedział wtedy, że jego drogą do świętości jest świecki stan życia. Po jego śmierci „Tygodnik Katolicki” napisał, że odszedł wzór „cichej pobożności, łagodnej wyrozumiałości i wyrzeczenia się siebie”.

Za najważniejsze pole swojej działalności uważał wychowanie religijne i moralne, zwłaszcza w środowiskach wiejskich. Spalał się w imię miłości Chrystusa, stając się iskrą, która zapaliła wielu troską o ubogich. Sam będąc dotkniętym chorobą, udowodnił, że można być wyczulonym na niedolę człowieka, mimo swego niedomagania. Dał temu świadectwo jako świecki na długo przed Soborem Watykańskim II, który podkreślił rolę świeckich w Kościele. W odpowiednim dokumencie soborowym czytamy: „Świeccy powinni podjąć trud odnowy porządku doczesnego jako własne zadanie i spełniać je bezpośrednio i zdecydowanie, kierując się światłem Ewangelii i duchem Kościoła, przynagleni miłością chrześcijańską”. Te słowa, napisane prawie 100 lat po jego śmierci, najlepiej charakteryzują życie i działalność bł. Edmunda Bojanowskiego. Pozostaje on wzorem apostolskiego działania. Podczas Mszy świętej beatyfikacyjnej Jan Paweł II charakteryzując postać Błogosławionego stwierdził, że dał on „wyjątkowy przykład ofiarnej i mądrej pracy dla człowieka, ojczyzny i Kościoła

 «  1  [2] 

Powrót

Róża

Róża podniosła się jako królowa kwiatów, jest chrześcijańskim symbolem nie tylko Maryi, ale i Jezusa Chrystusa - którego nazywa się różą między cierniami, lub "Rose of Sharon" To są tylko małe przykłady symboliki kwiatów.

Witraż ufundowali:
Janina i Bogusław Wójcik z Rodziną
z Tarnowca

Róża symbolizuje mistyczny związek między Chrystusem i Jego kościołem lub między Bogiem i każdym człowiekiem. Podobnie Maryja została ukoronowana jako model naszego zjednoczenia z Bogiem. Wzrosła i następnie stała się symbolem jedności między Chrystusem i człowiekiem. Róża jest również symbolem zawartym w Różańcu Świętym, który jest drabiną do naszej duchowości.

 «  1 

Powrót

Błogosławiona Karolina Kózkówna (1898 - 1914)

Wspomnienie liturgiczne 18 listopada

Dnia 10 czerwca 1987 roku podczas mszy św. na tarnowskich Błoniach, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił Karolinę Kózkówną - błogosławioną


(.....)Duchową sylwetkę dobrze zdają się odzwierciedlać nadawane jej przez otoczenie określenia: "prawdziwy anioł", "najpobożniejsza dziewczyna w parafii", "pierwsza dusza do nieba". Codzienne życie Karoliny w pełni uzasadniało powyższe określenia. Bardzo gorliwie uczestniczyła we Mszy św. i tak długo, jak było możliwe, adorowała Jezusa w tabernakulum. Miała wielkie nabożeństwo do Męki Pańskiej. Szczególnie w okresie Wielkiego Postu towarzyszyła Jezusowi Cierpiącemu, odprawiając Drogę Krzyżową, uczestnicząc w niedzielnych Gorzkich Żalach, ofiarowując Zbawicielowi związane z tym niedogodności i wyrzeczenia. Najświętsze Serce Jezusa czciła w każdy pierwszy piątek miesiąca, przystępując do spowiedzi i przyjmując Komunię św. wynagradzającą. Wobec Najświętszej Dziewicy żywiła dziecięcą ufność oraz miłość, mawiając o Niej "moja Matka Boża". Codziennie odmawiała różaniec. Modlitwa ta dostarczała jej wiele wewnętrznej radości.

Gorąca miłość ku Bogu objawiała się w posłuszeństwie Bożym przykazaniom. Była wzorową uczennicą. Ze szczególnym zamiłowaniem uczyła się religii. Znajomość prawd Bożych pogłębiała przez czytanie Pisma Świętego, żywotów świętych oraz innych książek i czasopism religijnych. W pracy była niestrudzona: "robota paliła się jej w rękach" - mówiono. Pomagała rodzicom, pomagała sąsiadom, głównie w pracach polnych, służyła rodzeństwu, między innymi szyjąc dla nich odzienie. Była bardzo wrażliwa na cierpienia drugich, zwłaszcza chorych, którym starała się pomóc na miarę swych możliwości. Swą życzliwością i dobrocią wprowadzała w otoczenie dużo optymizmu i radości.

Apostolska działalność Karoliny uzewnętrzniała się w znacznej mierze w działalności grup parafialnych. Były to: Apostolstwo Modlitwy, Bractwo Wstrzemięźliwości, Żywy Różaniec. We wszystkich była jedną z pierwszych zapisanych osób. Działała w nich jako zelatorka bądź też w inny podobny sposób. Działalność ta musiała być bardzo owocna, skoro proboszcz Zabawy, ks. Wł. Mendrala, zapewniał, że Karolina była mu prawą ręką w organizowaniu życia parafialnego. Podobną apostolską gorliwość ujawniała w rodzinnym przysiółku, pomagając swemu wujowi Fr. Borzęckiemu w prowadzeniu wioskowej czytelni.

Wybuch wojny - opis wydarzeń 18 listopada 1914 roku.

Wielka zawierucha światowa, zapoczątkowana głośnym zamachem w Sarajewie i wypowiedzeniem wojny przez Austrię dnia 28 lipca 1914 r., rychło dała znać o sobie w małej, galicyjskiej wiosce Wał-Ruda. W pierwszej fazie wojny wojska rosyjskie znalazły się na ziemiach zaboru austriackiego. Po zajęciu Tarnowa, dnia 10 listopada, posuwały się na zachód, w ślad za wycofującymi się Austriakami. W kilka dni później Rosjanie zajęli Radłów i zaraz potem pojawili się w Zabawie oraz w Wał-Rudzie. Mieszkańców ogarnął przestrach wobec niewiadomej przyszłości, zwłaszcza że w wiosce pozostali nieliczni mężczyźni, przeważnie zaś dzieci i kobiety. Te ostatnie najbardziej były narażone na napaści ze strony zachodzących do domów żołnierzy.


Już, w pierwszym dniu pobytu wojsk okupacyjnych jakiś żołnierz wszedł do domu Kózków. Karolina, która siedziała wtedy przy maszynie i szyła, poderwała się natychmiast i wyszła z izby. Żołnierz nie wyrządził jednak nikomu żadnej krzywdy; poczęstowany jedzeniem odszedł.

Pamiętny dzień 18 listopada był drugim dniem pobytu wojsk w Wał-Rudzie. Rankiem tego dnia Karolina wyraziła pragnienie udania się do kościoła. "Chciałabym pójść do kościoła - mówiła matce - bo tak się dzisiaj czegoś boję." W kościele odbywała się nowenna ku czci św. Stanisława Kostki. Okazało się, że i matka miała jakieś niedobre przeczucie. Stanowczo zabroniła wyjścia, uważając, że będzie bezpieczniej, jeśli Karolina zostanie w domu, a na nowennę pójdzie ona sama wraz z młodszą córką Teresą. Tak się też stało. Matka udała się do kościoła, Karolina zaś pozostała w domu razem z ojcem, siostrą Rozalią i maleńkim braciszkiem Władysławem, w kołysce.

Około godziny 9°° nieoczekiwanie wszedł do domu uzbrojony żołnierz rosyjski. Później okazało się, że był to ten sam, któremu w sąsiedztwie bezpośrednio przedtem szczęśliwie uciekła napastowana przez niego młodsza koleżanka Karoliny, Maria Gulik. Gdy wszedł, Karolina przygotowywała akurat śniadanie domownikom, ojciec zaś nosił ze stodoły paszę dla bydła. Uzbrojony żołnierz (uzbrojenie według relacji fana Kózki i córki Rozalii składało się z przewieszonego przez ramię karabinu i czegoś w rodzaju szabli u boku), rozejrzawszy się wokoło, zapytał, gdzie są wojska austriackie, na co Karolina odpowiedziała, że nie wie i natychmiast poleciła młodszej siostrze Rozalii przywołać ojca. Przybył spiesznie. Żołnierz powtórzył pytanie, które zresztą nie miało sensu, ponieważ o kierunku wycofywania się Austriaków wiedzieli lepiej ścigający Rosjanie niż przestraszeni mieszkańcy wioski. Usłyszał więc taką samą jak przedtem odpowiedź. Ojciec usiłował jeszcze poczęstować go chlebem, masłem, śmietaną, ale żołdak odtrącił to wszystko.

W tej samej chwili Karolina spróbowała wymknąć się z mieszkania. Żołnierz jednak zastawił wyjście, przytrzymując nadto drzwi klamką. Chwyciwszy następnie Karolinę za rękę, kazał jej oraz ojcu ubierać się w drogę, rzekomo do komendanta, mówiąc przy tym do Karoliny: "Ładna jesteś, ty mi drogę pokażesz!" Napadnięci próbowali protestować i tłumaczyć się niewiedzą, ale wywołało to tylko większą wściekłość żołnierza. Karolina, szarpnięta gwałtownie ku drzwiom, zaledwie miała czas po raz ostatni spojrzeć na obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, zarzucić na siebie kurtkę brata i chusteczkę na głowę.

Wyszedłszy z domu, ojciec i Karolina skierowali się ku wsi, w nadziei, że w razie niebezpieczeństwa łatwiej tam będzie o ratunek. Żołnierz jednak rozkazał stanowczo: "Idziemy do lasu". Pozostawiona w domu Rozalia wyszła na dwór, wołając z płaczem: "Tato wróć! Karolino wracaj!" Żołnierz odwrócił się i pogroził jej pięścią. Wkrótce po wejściu w las, napastnik przyłożył ojcu lufę karabinu do głowy, nakazując wrócić do domu. Ten jednak prosił usilnie, aby on sam mógł iść dalej, zaś Karolina niechaj wraca do domu. Także Karolina prosiła: "Tato, nie odchodź". Prośby na nic się jednak zdały i sterroryzowany ojciec, oszołomiony szybkością następujących po sobie wydarzeń, zawrócił, udając się do swego szwagra Macieja Głowy. Przyszedłszy tam zaledwie mógł wykrztusić, co się stało. Mówił nieskładnie: "W lesie... Karolina... żołnierz". Tymczasem Karolina pozostała sam na sam z dzikim i uzbrojonym złoczyńcą, który przemocą prowadził ją w głąb lasu.

Żołnierz przytrzymywał karabin na lewym ramieniu, prawą zaś ręką trzymał i popychał idącą. W pewnym jednak momencie - dziewczyna wyrwała się i zaczęła uciekać. Całe zdarzenie widziało dwóch świadków. Relacja tych świadków oraz wszystkie inne spowodowały wielkie poruszenie we wsi. Proboszcz, ks. Wł. Mendrala, udał się natychmiast z protestem do komendy wojsk rosyjskich. Rozpoczęto poszukiwania w lesie. Do poszukiwań przydzielono kilku żołnierzy. Dowództwo wojskowe przekazało - jak zapewniano - meldunki do okolicznych posterunków. Na próżno. Poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu.

W domu Kózków tymczasem wszyscy przezywali najczarniejsze chwile. Za każdym skrzypnięciem drzwi podrywano się ze słowami: "Karolina wraca". Nie wracała. Maria Kózkowa czyniła wyrzuty mężowi, mówiąc, że raczej dałaby się porąbać niż miałaby opuścić Karolinę. Mieszkańcy wioski nie obwiniali jednak ojca. Znając go wiedzieli, że uczynił to w najwyższym przerażeniu, niemal nie zdając sobie sprawy z tego, co się dzieje. On sam przeżywał wszystko podwójnie boleśnie i jakby nie mogąc znaleźć innego wytłumaczenia dla zaistniałych wydarzeń, zwykł mawiać do końca życia: "Tak się stało - Bóg tak chciał".

Po dwóch tygodniach, dnia 4 grudnia, jeden z mieszkańców wioski, Franciszek Szwiec, zbierający w lesie drwa natknął się na martwe ciało Karoliny. Znajdowało się po przeciwnej stronie lasu, a więc nie tam, gdzie poszukiwano, ale na trzęsawisku w odległości zaledwie kilkudziesięciu metrów od otwartego pola. Karolina leżała na wznak, z prawą dłonią zaciśniętą, wspartą na łokciu drugiej ręki, i skierowaną ku górze.

Lewa ręka, ściskająca chustkę w zaciśniętej pięści, leżała na ziemi. Pod głową i barkami znajdowała się kałuża zamarzniętej i wsiąkłej w ziemię krwi. W pewnej odległości znaleziono porzucone, być może dla ułatwienia ucieczki, buty Karoliny, jeszcze dalej kurtkę.

Franciszek Szwiec natychmiast udał się z bolesną nowiną do domu Kózków. "Córkę wam znalazłem - rzekł - leży zabita w lesie". Ojciec powtarzając: "Zabita, zabita", zaprzągł konia do wozu, aby przywieźć martwe ciało dziewczyny. Powiadomiono także proboszcza.

Kult i proces beatyfikacyjny Karoliny.

Pogrzeb Karoliny był pierwszym przejawem jej kultu. Pomimo trwających działań wojennych zgromadziło się ponad 3 tysiące wiernych. W wygłoszonych przemówieniach przewijał się motyw chrześcijańskiej świętości i męczeństwa. W całej parafii panowało głębokie przekonanie o świętości życia Karoliny i o tym, że życie swe złożyła w heroicznej obronie czystości.

Z biegiem miesięcy i lat, pomimo nieszczęść straszliwej wojny, pomimo czasowego wysiedlenia ludności i trudnych chwil powojennych, osoba Karoliny nie odchodziła w niepamięć. W kilka miesięcy po bolesnych wydarzeniach, na miejscu odnalezienia ciała postawiono wysoki krzyż z figurką Zbawiciela oraz tablicę marmurową u stóp tego krzyża z napisem: "Ku pamięci szesnastoletniej Karoliny Kózkównej zamordowanej 18 listopada 1914 r." Poniżej unieszczono następujący wiersz:

"Kiedy najeźdźcy, jak wzburzona fala, Jej wieś zalali, w las uprowadzona Zginęła z ręki dzikiego Moskala Po krwawej walce śmiertelnie raniona. Droższą niż życie była dla niej cnota, Gdy w jej obronie stoczyła bój z wrogiem. Milszą śmierć sroga niż grzechu sromota, Więc męczennicą stanęła przed Bogiem".

Karolina początkowo z woli biskupa L. Wałęgi pochowana została na cmentarz przykościelny, gdzie postawiono figurę Najświętszej Maryi Niepokalanej, z napisami upamiętniającymi wydarzenie. U góry czytamy: "Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą"; zaś nieco niżej: "Tu spoczywa śp. Karolina Kózka, męczennica z ostatniej wojny światowej, ur. 2 VIII 1898 - zamordowana 18 XI 1914 r.".

Po prawej stronie postumentu: "Duszo dziewicza, przed tronem Boga proś za nami i wypraszaj nam więcej takich dusz niewinnych". Po lewej stronie: "Kochanej córce postawili rodzice".

W trzecią rocznicę śmierci ekshumowano ciało Karoliny, umieszczono je w metalowej trumnie i przeniesiono z cmentarza grzebalnego na cmentarz przykościelny. Uroczystości przeniesienia przewodniczył biskup L. Wałęga. W wygłoszonym wówczas przemówieniu zaznaczył, iż nie przybył, aby kanonizować Karolinę, ponieważ tego dokonać może jedynie odpowiednia władza kościelna, lecz aby cnocie oddać cześć.

Proces beatyfikacyjny odkładany był z roku na rok. Powodem były wojny, trudne czasy powojenne, powodem były też częste zmiany względnie vacat na stolicy biskupiej, a wreszcie nowe, palące problemy, którym Kościół tarnowski musiał stawiać czoła. Niemniej już w r. 1949 biskup Jan Stępa mianował Postulatora i Wicepostulatora sprawy. Niestety, ciężka choroba a potem śmierć Biskupa uniemożliwiły podjęcie prac w tym kierunku. W rezultacie wszystkie etapy prowadzenia spraw, począwszy od otwarcia w 1965 r. procesu informacyjnego, przypadły biskupowi tarnowskiemu Jerzemu Ablewiczowi.

W Liście postulacyjnym do Kongregacji pisał między innymi: "Biskup jest stróżem pośmiertnej chwały tych, którzy za życia dali przykład szczególnej miłości Boga. Świadom tego obowiązku, a także idąc za głosem kapłanów i wiernego ludu, postanowiłem wszcząć proces informacyjny dla wyniesienia na ołtarze Sł. Bożej Karoliny Kózka, która dnia 18 listopada 1914 r., w siedemnastym roku życia, poniosła śmierć męczeńską, w obronie dziewictwa i czystości, w wiosce Wał-Ruda, parafia obecnie Zabawa, diecezja tarnowska w Polsce".

Biskup jest stróżem..."

Im więcej ta misja wymaga trudu i ofiary, tym radośniejsza może być świadomość, że oto w pamięci wiernego ludu nie zaginą ci, "którzy za życia dali przykład szczególnej miłości Boga". Dnia 30 czerwca 1986 r., w obecności Ojca Świętego Jana Pawła II, został promulgowany "Dekret o męczeństwie Sługi Bożej Karoliny Kózkówny", otwierający drogę do jej beatyfikacji.

Dnia 10 czerwca 1987 roku podczas mszy św. na tarnowskich Błoniach, Ojciec Święty Jan Paweł II ogłosił Karolinę Kózkówną - błogosławioną.
tekst pochodzi z http://pz.lap.pl/?id=news&pokaz=newsa&news_id=1

 «  1  [2] 

Powrót

Święty Jan Sarkander Prezbiter i Męczennik (1576 - 1620)

Wspomnienie liturgiczne 30 maja

«Jan Sarkander. Patron jednoczącej się Europy»

Św. Jan Sarkander zmarł mając zaledwie 41 lat życia i 11 lat kapłaństwa. Dopiero po siedmiu dniach udało się katolikom wydobyć ciało Męczennika z więzienia. Ubrano je w szaty liturgiczne i urządzono pogrzeb. Protestanci jednak rozbili pochód. Wreszcie, po długich zabiegach, udało się uzyskać zezwolenie na pochowanie Świętego w kościele Najświętszej Maryi Panny w Ołomuńcu. Jego grób stał się celem pielgrzymek.

Papież Pius IX zaliczył Jana Sarkandra w poczet błogosławionych w roku 1859, a Jan Paweł II dnia 22. maja 1995 kanonizował Jana w jego rodzinnej miejscowości.

 «  1  [2] 

Powrót

Święty Rafał Kalinowski (1835-1907) Prezbiter Karmelita

Wspomnienie liturgiczne obchodzone jest w Kościele katolickim 15 listopada, u karmelitów 19 listopada

Św. Rafał Kalinowski jest patronem oficerów i żołnierzy, orędownikiem w sprawach trudnych i beznadziejnych.

Józef Kalinowski urodził się 1 września 1835 r. w Wilnie. Na chrzcie otrzymał imię Józef. Jego ojciec był profesorem matematyki na Uniwersytecie Wileńskim. Po ukończeniu z wyróżnieniem Instytutu Szlacheckiego w Wilnie (1843-1850), Józef podjął studia w Instytucie Agronomicznym w Hory-Horkach koło Orszy. Zrezygnował z nich po dwu latach. W 1855 r. przeniósł się do Mikołajewskiej Szkoły Inżynierii Wojskowej w Petersburgu, gdzie uzyskał tytuł inżyniera. Jednocześnie wstąpił do wojska. Wtedy właśnie przestał przystępować do sakramentów świętych, do kościoła chodził rzadko, przeżywał rozterki wewnętrzne, a także kłopoty związane ze swoją narodowością, służbą w wojsku rosyjskim i zdrowiem. Wciąż jednak stawiał sobie pytanie o sens życia, szukając na nie odpowiedzi w dziełach filozoficznych i teologicznych. Po ukończeniu szkoły (1855) został adiunktem matematyki i mechaniki budowlanej oraz awansował do stopnia porucznika. W 1859 r. opuścił Akademię i podjął pracę przy budowie kolei żelaznej Odessa-Kijów-Kurs. Po roku przeniósł się na własną prośbę do Brześcia Kujawskiego, gdzie pracował jako kapitan sztabu przy rozbudowie twierdzy. Czując, że zbliża się powstanie, podał się do dymisji, aby móc służyć swoją wiedzą wojskową i umiejętnościami rodakom. Został członkiem Rządu Narodowego i objął stanowisko ministra wojny w rejonie Wilna. W końcu zdecydował się na wyjazd do Warszawy, gdzie chciał podjąć leczenie i miał nadzieje na znalezienie pracy. Z powodów zdrowotnych otrzymał zwolnienie z wojska w maju 1863 r.
Jednocześnie, wspierany modlitwami matki i rodzeństwa, przeżywał nawrócenie religijne, m.in. pod wpływem lektury Wyznań św. Augustyna: nie tylko wrócił do praktyk religijnych, ale przejawiał w nich szczególną gorliwość. Gdy wybuchło powstanie styczniowe, mając świadomość jego daremności, ale zarazem nie chcąc stać na uboczu, gdy naród walczy, przyłączył się do powstania. Sprzeciwiał się niepotrzebnemu rozprzestrzenianiu się walk. W liście do brata pisał: "Nie krwi, której do zbytku przelało się na niwach Polski, ale potu ona potrzebuje".
Po upadku powstania powrócił do Wilna, gdzie 24 marca 1864 r. został aresztowany i osadzony w więzieniu. W wyniku procesu skazano go na karę śmierci. W więzieniu otaczała go atmosfera świętości. Wskutek interwencji krewnych i przyjaciół, a także z obawy, że po śmierci Polacy mogą uważać Józefa Kalinowskiego za męczennika i świętego, władze carskie zamieniły mu wyrok na dziesięcioletnią katorgę na Syberii. Przez pewien czas przebywał w Nerczyńsku, potem w Usole nad Anga, następnie w Irkucku i Smoleńsku. Podczas pobytu na Syberii oddziaływał na współtowarzyszy swoją głęboką religijnością, zadziwiał niezwykłą wprost mocą ducha, ujmował cierpliwością i delikatnością, wspierał dobrym słowem i modlitwą, czuwał przy chorych, pocieszał i podtrzymywał nadzieję. Dzielił się z potrzebującymi nie tylko skromnymi dobrami materialnymi, ale również bogactwem duchowym. Bolał go fakt, że wielu zesłańców nie posiadało żadnej wiedzy religijnej. Szczególnie chętnie katechizował dzieci i młodzież.
Po ciężkich robotach Józef Kalinowski powrócił do kraju w 1874 r. Uzyskał paszport i wyjechał na Zachód jako wychowawca młodego księcia Augusta Czartoryskiego, beatyfikowanego przez Jana Pawła II w 2003 r. Opiekował się nim przez trzy lata. W lipcu 1877 r., mając już 42 lata, Józef Kalinowski wstąpił do nowicjatu karmelitów w Grazu (Austria), przybierając zakonne imię Rafał od św. Józefa. Po studiach filozoficznych i teologicznych na Węgrzech, złożył śluby zakonne i otrzymał święcenia kapłańskie 15 stycznia 1882 r. w Czernej koło Krakowa. W kilka miesięcy później został przeorem klasztoru w Czernej. Urząd ten pełnił przez 9 lat. Przyczynił się w znacznej mierze do odnowy Karmelu w Galicji. W 1884 r. został założony z jego inicjatywy klasztor karmelitanek bosych w Przemyślu, 4 lata później we Lwowie, a na przełomie 1891-1892 roku - klasztor ojców wraz z niższym seminarium w Wadowicach.
Wiele godzin spędzał w konfesjonale - nazywano go "ofiarą konfesjonału". Miał niezwykły dar jednania grzeszników z Bogiem i przywracania spokoju sumienia ludziom dręczonym przez lęk i niepewność. Przeżyty w młodości kryzys wiary ułatwiał mu zrozumienie błądzących i zbuntowanych przeciwko Bogu. Nikogo nie potępiał, ale starał się pomagać. Zawsze skupiony, zjednoczony z Bogiem, był człowiekiem modlitwy, posłuszny regułom zakonnym, gotowym do wyrzeczeń, postów i umartwień.
Zmarł 15 listopada 1907 r. w opinii świętości w Wadowicach. Jego relikwie spoczywają w kościele karmelitów w Czernej. Za życia i po śmierci cieszył się wielką sławą świętości. Bez reszty oddany Bogu, umiał miłować Go w drugim człowieku. Potrafił zachować szacunek dla człowieka i jego godności nawet tam, gdzie panowała pogarda. Dlatego uważany jest za patrona Sybiraków.
Beatyfikował go Jan Paweł II w 1983 r. podczas Mszy świętej na krakowskich Błoniach; kanonizacji dokonał w Rzymie w roku 1991, podczas jubileuszowego roku czterechsetlecia śmierci św. Jana od Krzyża, założyciela zakonu karmelitów

 «  1  [2] 

Powrót

Błogosławiona Aniela Salawa(1881-1922)

Wspomnienie liturgiczne 9 września

Patronka Pomocy somowych i Tercjarzy Franciszkańskich

W wieku 18 lat złożyła ślub czystości i postanowiła wytrwać w nim aż do śmierci. Mogłaby jednak uzyskać dyspensę ze ślubu, gdyby zdecydowała się na małżeństwo. Ale nigdy nie przyszło jej to na myśl, choć konkurentów do jej ręki nie brakowało. Wiemy, że starali się o nią młodzieńcy z rodzinnej wioski. Także w Krakowie przynajmniej raz miała atrakcyjnego kandydata z wyższej sfery - oficera, syna fabrykanta. Aniela pozostała nieugięta i wszelkie propozycje małżeństwa odrzucała.

Czystość Anieli stała się jej apostolstwem. Wśród upadłych kobiet, wśród innych służących Salawa dawała wzór moralnego postępowania. Dzięki tej postawie skupiła wokół siebie grono dziewcząt dla których była zawsze wsparciem i pocieszeniem. Im także służyła. Nie tylko dobrym słowem i przykładem, ale i ciężko zarobionym groszem, a nawet własnym posłaniem.

Najbardziej znanym przypadkiem była jednak sprawa pewnego młodego studenta, pracownika jej chlebodawców, który doznawszy niedowładu prawej strony ciała, postanowił popełnić samobójstwo. Na nic zdały się przekonywania Anieli aby tego nie robił. Wobec jego nieprzejednanej postawy postanowiła przejąć jego chorobę. Prawie natychmiast doznała boleści w krzyżu, prawej ręce i nodze, którą odtąd powłóczyła. A student o nazwisku Młynarski wyzdrowiał i został oficerem Legionów. Jednak przyjęte za innych cierpienie zabierało Anieli siły do ciężkiej pracy i skutkowało coraz częstszym zwalnianiem ze służby.

Także w czasie I wojny światowej Salawa dała przykład samarytańskiej postawy. Gotowała dla jeńców wojennych, posługiwała rannym żołnierzom w szpitalu, przeznaczała swoje skromne zarobki na pomoc dla nich. Szerzyła wiarę i zachęcała do sakramentów Spowiedzi i Komunii świętej wśród wątpiących i pozbawionych nadziei. Uważano ją za wysłanniczkę nieba.

Nasilające się cierpienia spowodowane licznymi chorobami uniemożliwiły Anieli dalszą pracę. Stać ją było tylko na wynajęcie pokoiku w suterenie przy ul Radziwiłłowskiej 20. Pomieszczenie to było zawilgocone, zimne i ciemne. Jednak dla przychodzących do Salawy było ona niczym kaplica. Pełne świętych obrazków, gdzie stolik służył jako ołtarzyk, wszędzie panował wzorowy porządek. Bliskość Ojców Jezuitów zapewniała Anieli posługę religijną. Odtąd przez 4 ostatnie lata życia Salawa zdana była na pomoc innych. Otrzymywała wsparcie od rodziny, księży, zakonników, koleżanek służących i od tercjarstwa franciszkańskiego do którego należała. Przykuta do łóżka bardzo cierpiała, także cierpieniami nadprzyrodzonymi. Gdy tylko jej stan na to pozwalał szła, a raczej wlokła się do kościoła św. Mikołaja, gdyż cztero minutowa droga zabierała jej godzinę, a czasem dwie... Salawa jednak chciała cierpieć. Tak cierpieć, aby za Jezusem móc powiedzieć - jak napisała w dzienniczku - "Wszystko wykonało się".

Jej zapiski są przejmującym świadectwem tego cierpienia. Dziennik prowadziła na polecenia spowiedników i dzięki nim do naszych czasów zachowały się znaczne jego fragmenty. Z kart Dziennika dowiadujemy się o jakże bogatym świecie mistycznych przeżyć Anieli Salawy. Z perspektywy świata życie Anieli mogło wydawać się podobnym do życia wielu służących. W istocie swej było jednak ono inne. Przeniknięte stałą obecnością cierpiącego Jezusa i nieustannym Mu wynagradzaniem.

Aniela Salawa zmarła w opinii świętości. Wkrótce zaczęto doznawać za jej przyczyną cudownych uzdrowień, które oo. Franciszkanie skrupulatnie rejestrowali. Dnia 13 maja 1949 r. odbyła się ekshumacja, a jej śmiertelne szczątki umieszczono w mensie ołtarza Kaplicy Męki Pańskiej oo. Franciszkanów

 «  1  [2] 

Powrót

 

Dzisiaj jest

czwartek,
28 marca 2024

(88. dzień roku)

Święta

Czwartek, Wielki Tydzień
Rok B, II
Wielki Czwartek

 

 

 

 

 

 

 

Synod w Diecezji Rzeszowskiej

Diecezja Rzeszowska

 

 

 

eKAI

Krucjata Różańcowa za Ojczyznę

Krucjata  Różańcowa za Ojczyznę

--------------> czytaj

 

Szkaplerz Św. Michała Archanioła

Szkaplerz Św Michała Archanioła

     

Wyszukiwanie

Licznik

Liczba wyświetleń:
20475015

GMINA TARNOWIEC

Statystyki

stat4u